Z prostej przyczyny: aksamitny timbre głosu naszego Słoneczka nie ma jak do tych ludzi dotrzeć, ponieważ aby mogli go usłyszeć potrzebowaliby energii elektrycznej aby ich odbiorniki rządowych kłamstw w ogóle zaczęły działać.

Może akurat na naszych oczach właśnie dokonuję się arcyciekawy eksperyment? Niektórzy ludzie, mający się za ewidentnie bardziej spostrzegawczych niż tzw. przeciętny wyborca (przyznam się nieskromnie że staram się aspirować do tej grupy) uważają bowiem że zadziwiająco wysoka popularność tego rządu i jego nieudacznego ponad wszelkie standardy przyzwoitości szefa, bierze się ze skomasowanej osłony medialnej, zwłaszcza mediów elektronicznych. Paradoksalnie dosyć trudno tą niby oczywistą tezę na co dzień jakoś przekonująco udowodnić, ale chyba właśnie nadarza się okazja. Otóż, kiedy już nadejdzie pora wyborów, to trzeba nam bardzo dokładnie sprawdzić jak rozkładały się głosy wśród tych wszystkich, którzy byli tej elektronicznej propagandy z tak prozaicznych przyczyn jak brak prądu w gniazdkach pozbawieni. Bo to będzie taka części społeczeństwa, która będzie musiała wyciągnąć jakieś konsekwencję w stosunku do rządzących tylko na podstawie własnych doświadczeń, i nie będą to doświadczenia wykrzywione medialną dialektyką Tomasza Lisa, Moniki Olejnik czy choćby moich ulubionych Mupetów z „Teraz My”.
Taka „Polska Unplugged” – czysta, zdrowa, zapomniana...
Prawdziwa zielona wyspa, tyle że chwilowo skuta lodem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz