Podstronice


czwartek, 18 marca 2010

Kandydat na młotkowego czyli ich człowiek w Warszawie

Platformiani spece od poruszania się na pograniczu czwartego, piątego i kolejnych wymiarów dokonali rzeczy, która z punktu widzenia tradycyjnie pojmowanej fizyki (a zwłaszcza tego jej działu, który się zajmuję optyką) wydaję się całkowicie niemożliwa do zaistnienia, a mianowicie z pojedynku dwóch niewiarygodnie bezbarwnych a wręcz można powiedzieć że zupełnie przezroczystych postaci uczynili zasłonę tak szczelną, że ta skutecznie przesłoniła Polakom całe pozostałe życie polityczno – społeczno - gospodarcze naszego, podobno już „dzikiego” kraju.



Może to i dobrze bo w tych okolicznościach nasza prawdziwa, codzienna egzystencja, która – przyznajmy – zanadto kolorowa nie jest, upodabnia się do działania słynnej tabletki na przeczyszczenie reklamowanej uroczym sloganem: „czyści łagodnie nie przerywając snu”.
Fakt, nad ranem jest odrobinę sprzątania, ale to dopiero nad ranem, a wiadomo że najlepsza zabawa jest zawsze pod wieczór.
Kto by się tam przejmował co będzie jutro rano, tym bardziej że nasza polityka osiągnęła stan nie spotykany nigdzie indziej, tzn. jedni się szampańsko bawią i mocno nadużywają wszelakich używek, za to porannego kaca mają ci co na to wszystko w pocie czoła cały czas pracowali. Przypomina mi to inny sławny bon mot, wygłoszony onegdaj przez któregoś z piewców wolnorynkowych rozwiązań w gospodarce, a mianowicie konstatację hipotetycznego założenia że gdyby ból wywołany uderzeniem się młotkiem w palec występował np. po roku od zdarzenia, to ludzie by się uderzali młotkiem w palce znacznie częściej niż to ma miejsce w sytuacji w której ból występuję natychmiast.
A co można by w takim razie powiedzieć gdybyśmy dodatkowo przyjęli taką koncepcję że ten ból by występował dodatkowo nie u tego, który się uderzył ale u zupełnie innego współplemieńca? A jeśli się jeszcze założy że młotkowy ostentacyjnie gardzi tym szaraczkiem u którego ból występuję? Myślę że taki złośliwiec z uderzania się młotkiem w swoje palce zrobiłby sobie podstawową i ulubioną formę spędzania wolnego czasu.
Gorzkie to wszystko, prawda?
To muszę szanownego, potencjalnego czytelnika moich czczych rozważań jeszcze dobić - otóż wszystko to właśnie tak w Polsce wygląda, tyle że taki młotkowy szaleniec ma jeszcze jeden, zupełnie fantastyczny profit: jemu za to dodatkowo bajecznie płacą.
Kto płaci?
No słucham? Jasne, zgadli państwo… ci z obolałymi palcami.

Podobno historia powtarza się zawsze jako farsa, ale ja uważam że jednak te powtórki muszą w swoim wyrafinowaniu uwzględniać coś co wynika z pewnego, nieuchronnego przecież postępu na drodze do osiągnięcia kolejnego etapu.
Nie przypadkowo używam tu słownictwa zaczerpniętego ze spiżowych myśli ojców założycieli najlepszego z ustrojów, do którego jak się wydaję znowu zmierzamy (i chyba zbliżamy się do celu szybciej niż kiedykolwiek przedtem!) bo zarówno te moje paralele z szampańską zabawą i kacem po niej oraz z młotkowym szaleństwem przecież już kiedyś u nas były. Czy to możliwe żebyśmy tu nad Wisłą zapomnieli dowcipną dykteryjkę z czasów późnego Gomułki, wygłaszaną po cichu przez umęczony szarą codziennością lud, która chyba najtrafniej określała stosunki społeczne panujące w komunizmie, a która brzmiała: „cały naród piję szampana ustami swoich przedstawicieli”?
Tak to wyglądało wtedy, tak to wygląda i dzisiaj, tyle że wtedy nie było ani Agory ani TVN24. Była co prawda „Trybuna Ludu”, była TVP Sokorskiego czy innego Szczepańskiego, był Jerzy Urban i Irena Dziedzic ale umówmy się – co to było jednak za dziadostwo.
Czarno-białe, bez Pochanke, bez Lisa, bez Olejnik…
To nie mogło dobrze działać.
No i na chwilę przestało. Ale już naprawili.
Teraz działa że ho, ho!
Właśnie podało gdzieniegdzie że Platformie nabiło już w sondażach prawie pod sześćdziesiąt procent. Słusznie mój blogowy sąsiad MarkD zastanawia się na swoim blogu czy aby Platforma nie prześcignęła już w tym poparciu chińskich komunistów. Bo chyba pobiła, a nawet jeśli jeszcze nie, to jest na najlepszej drodze aby pobić. A mi się tak po głowie roi takie pytanie: czy ktoś od tych wspaniałych zawodników pobrał na starcie próbki moczu?
No bo co wtedy zrobią ci wszyscy pomagacze, którzy dzisiaj tak pięknie kibicują Platformie i jej zawodnikom w sprincie do prezydenckich żyrandoli, jeśli się okażę, już po zawodach, że oni wszyscy byli na jakimś sztucznym dopingu, a to co teraz widzimy to nie żadna tam „nowa jakość w polskiej demokracji” a zwyczajny, pospolity, przestrzelony falstart?



A jeśli chciałbym żeby z tej mojej dzisiejszej pisaniny coś naprawdę zostało w głowie potencjalnego wyborcy „miracle-teamu”, który przypadkiem natknął się na ten tekst, to tylko to jedno zdanie: pamiętajcie kto na końcu płaci rachunki.
Bo jak kiedyś powiedział w przypływie niewytłumaczalnej szczerości nestor polskiej szkoły tele-manipulacji: rząd się zawsze wyżywi.
Ale nad ranem ktoś to musi przecież posprzątać, a nawet najdłuższy sen przecież kiedyś się kończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz