Podstronice


niedziela, 28 lutego 2010

Mały, potoczny słownik wyrazów wyborczych

Mam już swoje lata, ale do dzisiaj doceniam rolę jaką w moim życiu odegrała moja ś.p. babcia.
Babcia dużo ze mną rozmawiała kiedy byłem małym brzdącem i jej niezaprzeczalną zasługą jest to że uzbroiła mnie na całe moje przyszłe życie w pewien spory zasób podstawowych kategorii pojęciowych.
Mimo tego że nie była to kobieta jakoś specjalnie wykształcona to jednak przeciwności losu, z którymi musiała się zmagać w swoim życiu oraz burzliwy okres na jaki to jej życie przypadło sprawiły że te jej wskazówki okazały się po latach, z jednej strony bardzo pomocne, a z drugiej nad wyraz trafne. Można by wręcz powiedzieć że na swój sposób w swojej prostocie wręcz wyrafinowane.
Właśnie nie dalej jak wczoraj wszyscy ci, którzy mieli ochotę popatrzeć w ekrany swoich telewizorów aby zobaczyć co ma ciekawego do powiedzenia swoim potencjalnym wyborcom Radosław Sikorski w kwestii swojej ewentualnej prezydentury, mogli usłyszeć kilka kuriozalnych zdań wygłoszonych pod adresem urzędującego obecnie Prezydenta.
Nie będę ich tu cytował bo uważam że nadwyrężanie stawów w palcach, w celu przeniesienia na ekran monitora tych spiżowych mądrości pana Sikorskiego to rozrywka cokolwiek miałka, a poza tym sądzę że piszę to wszystko do ludzi, którzy akurat całe zajście na pewno osobiście widzieli i słyszeli i moja dodatkowa relacja z tego żałosnego incydentu nie jest im do niczego potrzebna.



Ale chciałbym tu oddać w tym momencie jeszcze raz szacunek mojej ś.p. babci, bez lekcji której być może byłbym dzisiaj nieźle skonfundowany szukając po słownikach takiego słowa, które pozwoliłoby mi zaklasyfikować do właściwej mu ligi obecnego Ministra Spraw Zagranicznych Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
Najgorsze że takiego słowa w słowniku języka polskiego prawdopodobnie nawet nie ma, ponieważ jak już wcześniej pisałem moja babcia za często do słownika nie zaglądała więc sporo słów, których używała było wziętych z języka potocznego. Ale mimo to (a może właśnie dlatego?) wszystkie one wyjątkowo dobrze oddają sens konkretnego zjawiska.
Otóż według mojej ś.p. babci chłopiec, który bojąc się stanąć osobiście do uczciwej i honorowej walki odbiega na bezpieczną odległość i otoczony dużą grupą swoich sprzymierzeńców wykrzykuję na całe gardło obelgi pod adresem swojego przeciwnika to zwyczajny szczyl.

czwartek, 25 lutego 2010

Plan dnia

"Jestem Mirek Drzewiecki i będę robił, co będę chciał" powiedział w wywiadzie minister dzikiego kraju.
A ja sobie myślę ze minister, który o swojej Ojczyźnie mówi że to "dziki kraj" powinien już na stałe zostać na tej swojej cywilizowanej Florydzie. Jak mu się będzie nudziło to niech sobie pogra w golfa.
Z kumplem Rysiem.

poniedziałek, 22 lutego 2010

A jednak !

A jednak Tuskowi udał się jeden cud!
Długo trzeba było czekać, ale warto było. Wydawałoby się to na pozór niemożliwe ale jak się bardzo czegoś chce to można.



Bo tylko człowiek nie mający prawa jazdy i nie posiadający konta w banku… czy jakoś podobnie?

Będą następne?

środa, 17 lutego 2010

Wątek wysokościowo-grawitacyjny

Roman Giertych znowu zaistniał. I to zaistniał w wielkiej polityce!
To dla niego chyba nie byle co, bo od czasu jak został spłukany w (nomen-omen) pisuarze historii i sprowadzony do roli podrzędnego adwokata, to mówiono o nim jako o polityku już tylko w czasie przeszłym. Tak nawiasem mówiąc, to ta formuła jest chyba jak najbardziej uprawniona i nic się pewnie w tej materii nie zmieni, ponieważ ci sami, którzy dzisiaj tak chętnie nadstawiają ucha na to co tam Roman Giertych ma do powiedzenia o wstrętnym Kaczyńskim, spuszczą go w odmęty drugi raz, jak już tylko murzyn (fakt że wysoki) zrobi swoje.
A murzyn już w zasadzie swoje zrobił, bo naszczekał do mediów o tym, jak to Jarosław Kaczyński zwierzył mu się na osobności z tego że zbiera haki na kogo się da, a już najbardziej upodobał sobie zbieranie haków na polityków PO.
Jak tam było w rzeczywistości tego ja oczywiście nie wiem - bo i skąd -ale jednego raczej jestem (i to właściwie na sto procent) pewien: Jarosław Kaczyński na pewno nie jest kretynem, a już bez cienia wątpliwości tak wielkim kretynem nie jest, żeby zwierzać się na ucho komuś takiemu jak Roman Giertych z tego że gromadzi haki np. na żonę Schetyny.
Swoją drogą to ciekawy paradoks – obydwu panów wyróżnia dość specyficzna relacja co do wzrostu: Giertych jest wyjątkowo wysokim mężczyzną, a Jarosław Kaczyński raczej niskim, a jednak kiedy myślę o jakiejkolwiek wymianie myśli przybierającej formę rozmowy pomiędzy obydwoma panami, to odnoszę wrażenie że to Jarosław Kaczyński musiałby się zniżyć do poziomu Romana Giertycha a nie na odwrót.
Prezes PiS-u już zapowiedział że poda sprawę do sądu i jestem ciekaw jak mecenas Giertych udowodni Kaczyńskiemu że taka rozmowa miała miejsce i że jej treść była taka jak to przedstawiła była już przystawka.



No cóż, natura nie znosi próżni.
Skoro obalacz małpek z Biłgoraja „poturbował się” na zagranicznej wycieczce (czyżby był naprany jak bela i stracił poczucie grawitacji?) i istniało poważne niebezpieczeństwo że przez jakiś czas nie będzie komu brylować w mediach na odcinku „bić w Kaczyńskich”, czujny „front ideologiczny” wykazał się natychmiastowym refleksem i szybciutko zadbał o godne zastępstwo żeby było co wyświetlać na czerwonym pasku w TVN 24.

wtorek, 9 lutego 2010

I co my tu mamy?

Zadziwiające jak szeroka paleta wszelakich życiowych wariantów jest dla nas przygotowana w boskim planie. Od czasu rewolucyjnych ruchawek mających ponoć na celu mityczną „walkę z chamstwem w sieci” coraz rzadziej zaglądam do Salonu 24, a jeśli już nawet tam zaglądam to raczej tylko po to aby szybciutko przeczytać to co mają do powiedzenia ci wszyscy którzy tam jeszcze zostali - a którzy w ogóle mają tam cokolwiek mądrego do powiedzenia - i wyjść.
Nie da się bowiem ukryć że wśród blogerów jest niewiarygodna wprost różnorodność wszystkiego: od postaw ideowych, poprzez intelekt, do talentu włącznie. Gdyby się pokusić o jakieś poszufladkowanie środowiska blogerskiego to największy chyba problem byłby z określeniem kategorii w jakiej miałby zachodzić podział. Możemy przecież dzielić blogerską brać „na naszych” i „nie naszych”, na mądrych i głupich, na zdolnych i niezdolnych itd. ale wszystkie te podziały (może z wyjątkiem mądry/głupi) są w końcowym rozrachunku bez sensu. No bo zdolny i mądry choć „nie nasz” może napisać coś inspirującego i skłaniającego do jakiejś ogólniejszej refleksji. „Tylko” zdolny może zachwycić nas piękną formą, a „jedynie” mądry (choć wcale nie zdolny i dodatkowo „nie nasz”) może zaskoczyć nas np. oczytaniem lub znajomością czegoś tak awangardowego jak np. fizyka kwarków. W przypadku głupich sprawa jest najprostsza: taki może nas zaskoczyć tylko swoją głupotą, ale wydaję mi się że akurat pod tą długością i szerokością geograficzną mało co może tu kogoś jeszcze w tej materii naprawdę zadziwić.
Po co w ogóle ten wstęp?
Otóż chciałem nim chyba usprawiedliwić przed samym sobą, samą chęć napisania tego dziwnego tekstu, bo do jego napisania skłoniło mnie coś co w ogóle nie powinno się zdarzyć a jednak (Boży Plan!) się zdarzyło. Otóż wchodząc ostatnio via Strona Główna do Salonu 24 zauważyłem na najwyższej pozycji rzeczonej SG tekst blogera, którego od dawna omijam szerokim łukiem i wbrew jakiejkolwiek logice, wbrew temu co o jego pisaninie wiem i jaką mam o niej opinie oraz nawet wbrew tytułowi tej jego notki, który potwierdzał tylko wszystko to czego się po tej jego blogerce można spodziewać wziąłem i otworzyłem ten tekst i … go przeczytałem. W całości! Z komentarzami!
Sam tekst był dokładnie taki jakiego się spodziewałem, jego „poetyka” i propagandowy wydźwięk były idealnie dopasowane zarówno do formatu samego blogera jak i grupy docelowej dla której piszę on te swoje teksty (większość komentarzy pod tekstem potwierdza o jaki „target” chodzi), dlaczego więc stał się ten tekst dla mnie inspiracją do napisania swojego?
Są dwa powody. W skrócie napiszę o nich tak - są to: wszystko z czym mieliśmy do tej pory do czynienia i wszystko to co nas jeszcze czeka.




Po tym, czego każdy świadomy politycznych wydarzeń w naszym kraju widz miał możliwość doświadczyć przez ostatnie 5 lat, a więc od momentu wygrania przez PiS w 2005 roku wyborów aż do teraz, lektura takiego tekstu jak wyżej wymieniony musi skłaniać każdego - choćby tylko przeciętnie inteligentnego czytelnika - do zadania sobie banalnego pytania: do kogo ta mowa?

Spróbujmy jakoś to wszystko usystematyzować. Co mieliśmy?
Mieliśmy dwuletnie rządy partii, która postrzegana była przez dotychczasowych pieszczochów pookrągłostołowego systemu jako narodowo-katolicka falanga, która jak tylko opanuję gabinety i uzbroi się w niezbędne atrybuty władzy to natychmiast dobierze się im do dup, życiorysów i zeznań majątkowych. Wszystko to czym próbował przestraszyć swój dotychczasowy elektorat „różowy Salon” to były te słynne faszystowskie bojówki Ziobry, które o szóstej nad ranem będą wyciągać z łóżek każdego kto w ostatnim okresie rozliczeniowym zarobił więcej niż dwie średnie krajowe. Jako socjalistyczna w gruncie rzeczy jaczejka, bez wątpienia rząd PiS podniesie niemiłosiernie podatki dla najbogatszych aby móc bez żadnego opamiętania rozdawać biednym moherom stanowiącym trzon ich elektoratu populistyczną kiełbasę wyborczą, grzebiąc naszą rozpędzoną przez Balcerowicza i jego ideowe potomstwo gospodarkę na długie lata. W międzyczasie rozwiązując perłę w koronie naszej obronności czyli Wojskowe Służby Informacyjne, będące enklawą patriotyzmu i kompetencji, rozwali w drobny pył naszą „osłonę wywiadowczą” wystawiając na szwank życie naszych żołnierzy walczących na wszystkich frontach świata i sprawi że po Polsce będą hulać bez żadnej żenady i opamiętania wywiady wszystkich mocarstw świata szkodząc naszej Ojczyźnie na tysiąc i jeden sposobów.
O rozpętaniu lustracyjnego szaleństwa, seansów nienawiści i rozliczeniowych linczów nawet nie wspomnę.

I co? I nic.

Mimo nieustającego, wszechmedialego ataku, gospodarka nie dość że nie została zniszczona i zagrzebana w gęstym mule socjalizmu i oceanie pisowskiej niekompetencji, to jakby nawet nabrała rozpędu i całkiem ładnie rozkwitła, podatków nie dość że nie podniesiono to nawet je odrobinę (za mało!!! A jakże!) obniżono, nikt niewinny ze swojego domu nie był wyciągany ani o szóstej rano, ani o szóstej wieczorem, choć trzeba uczciwie przyznać że sporo szumowin i śliskich krętaczy zaczęło trząść gaciami dzięki czemu po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, można było z zadowoleniem zauważyć że Polacy zaczynają z obrzydzeniem myśleć o korupcji, która do tej pory była tak powszednim elementem polskiego krajobrazu że nawet się już jej w pewnych miejscach nie zauważało, będąc czymś tak oczywistym jak wiosenne deszcze w maju.
Mija już ponad dwa lata, od momentu kiedy tzw. „koalicja 21 października” usadziła za sterami Polski ekipę, która oprócz odbicia władzy z rąk pisowców i przywrócenia pookrągłostołowego status quo po dwuletniej, pisowskiej smucie, miała sprawić aby ten horror się nigdy więcej nie powtórzył. Potrzebne były do tego spektakularne i medialnie nośne dowody na łamanie demokracji i osławionych „standardów”.

I co? I nic.

Właśnie nie dalej jak wczoraj prokuratura zamknęła kolejne śledztwo, tym razem w sprawie samobójstwa Barbary Blidy, która razem ze słynnym „artystą skalpela” dr G. i niepokalaną posłanką Sawicką mieli być kanonizowani na głównych męczenników zbrodniczego kaczyzmu.
Nic nie wyszło ani z laptopów Ziobry, ani ze zbrodni Macierewicza, ani z wanny Wassermana, nici z nacisków i łamania standardów, nici z podsłuchów, niszczenia zdrowia pielęgniarek aparaturą do zagłuszania komórek, nici ze wszystkiego. Jedyne co zostało w arsenale zbrodni reżimu to ten słynny i symboliczny już dorsz Głupiej Julki za niecałe siedem złotych.
Nędza…

Ale przecież czas nie stoi w miejscu. Przez ostatnie dwa lata też przecież działa się historia.
I to na naszych oczach! Nie wolno nam przejść obojętnie obok tego wszystkiego czego zdążyli dokonać następcy obrzydliwych pisowców!
I co my tu mamy? Mamy bez wątpienia najlepszą minister zdrowia w naszych dziejach. Pani Ewa Kopacz ma jak amen w pacierzu swoje stałe miejsce w podręcznikach historii Polski i annałach polskiej służby zdrowia. To za jej kadencji ludzie czekają tydzień na karetkę pertraktując telefonicznie jej przyjazd z dyspozytorem po czym spokojnie umierają. To za jej kadencji rezygnuję się z hemioterapii ratującej życie, w imię oszczędności budżetowych, choć nasze zadłużenie za rządów ekipy Tuska wchodzi w strefę zupełnie innej galaktyki. To zadłużenie to już akurat zasługa innego tytana intelektu w naszym Rządzie, a mianowicie maga spod znaku liczydła i faktury, poddanego Jej Królewskiej Mości Vincenta I Wielkiego Bez Pesela. O zasługach tego człowieka nie jestem w stanie się nawet rozpisać. Po prostu jego poczynania na niwie naszej ekonomii są obarczone takim stopniem profesjonalizmu i geniuszu że większości z nich nawet nie mogę ogarnąć swoim nie wygimnastykowanym umysłem. Dość chyba napisać że jest to człowiek, który wstrzymał słońc… tfu, wstrzymał KRYZYS i sprawił że Polska to owiana legendą zielona mapka!
Hę? Robi wrażenie?
Pewnie że robi. Musi robić.
Ministrowie sprawiedliwości? No, niby po takim Ziobrze to każdy byłby dobry, ale jak sobie uprzytomnimy że w tym gabinecie tuż po sobie urzędowali takie tuzy jak minister Ćwiąkalski, a zaraz po nim minister Czuma to chyba już tu nic nie trzeba więcej pisać? Same nazwiska robią wrażenie, a co dopiero życiorysy i kompetencja? Brylanty!
Za cały komentarz niech wystarczy przypomnienie faktu że za ich urzędowania przestępcy, w imię dobrze rozumianego poczucia praworządności sami masowo wykonują na sobie karę śmierci w więziennych celach! Żeby nie obciążać budżetu – wiadomo, Jan Vincent…

Gospodarka i skarb państwa? Grad i Pawlak.
Wirtuozi w swoim fachu – jak nie przymierzając Marek & Wacek!
Słynny „gambit katarski” – pokerowa zagrywka, która przejdzie do historii ekonomii i zarządzania, a zaraz potem misterna intryga gazowa, która rozłożyła Gazprom na łopatki. Ruscy będą dochodzić do siebie przez kolejne 27 lat! Nie wiem czy się kiedykolwiek z tego otrząsną.
A gdzie jeszcze Drzewiecki, gdzie Schetyna? Gdzie minister oświaty Hall ze swoimi wiekopomnymi koncepcjami edukacyjnymi? Gdzie słynne „Orliki” i tysiące kilometrów autostrad? To wszystko w oczywisty sposób przekracza percepcyjne możliwości zwykłego, skromnego i niezbyt lotnego blogera jakim jestem, ale przecież nawet i ja potrafię stanąć w podziwie nad skalą tych monumentalnych dokonań?
A Wy? Czy Wy też potraficie stanąć w podziwie?

A to wszystko przecież jest okraszone tą słynną i zapowiadaną zmianą standardów. Tym wszystkim cywilizacyjnym przedsięwzięciom z rzadka tylko zakłócanym przez naszego nieudacznego i wrednego Prezydenta, będącego na nieustannym rauszu kartofla, przeszkadzającego gdzie tylko się da, towarzyszy słodki akompaniament platformerskich speców ze sfery politycznego show.
Wiadomo, nie sam chleb - czasem trzeba też i igrzysk. Rzecz jasna na możliwie najwyższym poziomie. I tu też mamy doborową obsadę: Palikot, Kutz, Niesiołowski, Karpiniuk, Chlebowski…
Parnas!

Co prawda nie dobity do końca PiS przy pomocy swojego siepacza, nieopatrznie pozostawionego na czele CBA Mariusza Kamińskiego, próbował zakłócić ten spokojny rejs po otwartych wodach szczęścia, ale już tam posłowie Sekuła, Neuman i słynny logik dopilnują żeby nas dalej halsowało spokojnie tam gdzie trzeba i jak trzeba. Bez niepotrzebnych kłopotów i zbędnego przejmowania się byle czym. Co z tego że ginie bez śladu jakiś tam szyfrant, co z tego że szef tajnej kancelarii Premiera popełnia samobójstwo, co z tego że wyniku bezsensownego odwołania ze stanowiska Przemysława Guły poszło w rozsypkę Rządowe Centrum Ratunkowe w obliczu całkiem realnych, wiosennych powodzi. Nie bądźmy drobiazgowi, w końcu faszyści z PiS-u już do władzy nie wrócą… Prawda że nie wrócą?
Niech wszystko już lepiej będzie jak jest.
Żeby bloger Azrael mógł w spokoju napisać swój kolejny, dobry tekst i opatrzyć go w stosowne Tagi:
* pis
* jarosław kaczyński
* popaprańcy
* państwo
* demokracja
* lech kaczyński
* barbaria

czwartek, 4 lutego 2010

środa, 3 lutego 2010

Putin ratownik.

Platforma ma w ostatnich miesiącach spore kłopoty, a i sam Tusk chyba wreszcie poczuł że tonie. Stąd i decyzja żeby wymarzone żyrandole i pałace zamienić na to wszystko co da się jeszcze z dawnej władzy w PO uratować. Kiedy w takiej sytuacji koło ratunkowe rzuca Tuskowi sam Putin wszyscy w Polsce powinni mieć sporo do przemyślenia.
Zwykle w swoich tekstach staram się moje opinie bardzo starannie motywować, ale tym razem nie zamierzam nic udowadniać - ten jeden raz zabawię się w samą insynuację. Kto ma łepetynę wypełnioną pofałdowaną substancją niech myśli. Reszta niech się zajmie jak zwykle słuchaniem jak rosną stokrotki albo gonieniem uciekającego lisa.