Podstronice


czwartek, 29 lipca 2010

Rewizor

Najpierw usłyszałem to jednym uchem w samochodowym radiu. Nie od razu dotarło do mnie to co usłyszałem, ale kiedy wreszcie dotarło to z kolei nie do końca chciałem wierzyć że dobrze zrozumiałem wymowę newsa.
Kiedy już miałem dostęp do kompa z netem postanowiłem sprawdzić czy może jednak sobie czegoś nie nadpisałem w swojej biednej głowie przyzwyczajony do tego że w Polsce pod rządami PO dosłownie wszystko jest możliwe.
Ale nie, nie przesłyszałem się: Minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow pod koniec sierpnia zwizytuję wszystkich polskich dyplomatów na corocznej naradzie naszych szefów ambasad. Zrobi to na specjalne zaproszenie "naszego" Ministra Spraw Zagranicznych - Sikorskiego!!!

Tutaj jest dokładny komunikat PAP

Czy już powinniśmy zacząć w większych ilościach wykupywać cukier, mąkę i oliwę?

wtorek, 27 lipca 2010

Galeria szklanych figurek

- … A za chwilę zapraszamy na „Fakty po faktach” w których Anita Werner gościć będzie…

No właśnie - kogo będzie gościć Anita Werner?

Mamy tu do wyboru kilka stałych wariantów:

- Romana Giertycha i Tomasza Nałęcza, którzy opowiedzą nam o zbrodniach Ziobry i podwójnej osobowości Jarosława Kaczyńskiego.

- Tomasza Hypkiego i majora Fiszera, którzy udowodnią nam że kapitan rządowego Tupolewa, major Protasiuk nie odróżniał wysokościomierza od wariometru i że lotnisko w Smoleńsku to międzynarodowy standard jeśli chodzi o wyposażenie i komfort obsługi podróżnych.

-Ireneusza Krzemińskiego i Lenę Kolarską-Bobińską, którzy sklasyfikują nam za pomocą socjologicznego oprzyrządowania elektorat PiS-u jako mieszaninę niedostosowanych społecznie alkoholików i żuli z nieprzystosowanymi do nowoczesnego kapitalizmu biorcami zasiłków dla bezrobotnych słuchających po pijaku Radia Maryja.

- Wiesława Dębskiego i Janusza Rolickiego, którzy wytłumaczą nam w przystępny sposób dlaczego nie należy grzebać w smoleńskiej katastrofie aby nie drażnić Rosji i samego Putina, przy czym na zakończenie programu Wiesław Dębski po raz czterdziesty szósty przypomni widzom że żona ś.p. Tomasza Merty, Magdalenia Merta pracuję w IPN-ie.
Nie wiem dlaczego to takie ważne z punktu widzenia rozbicia się rządowego Tupolewa, ale słyszałem to już z jego ust w różnych stacjach w tym tygodniu trzy razy, więc pewnie coś musi w tym być. Wierzę że za którymś razem, oprócz zwyczajowego, kolejnego przypomnienia tego faktu pan Dębski powie też wreszcie o co chodzi z tym IPN-em, a skoro to ma jakieś znaczenie to chciałbym też wiedzieć gdzie pracuję żona ś.p. wiceministra Komorowskiego, Pani Ewa Komorowska - może to też nam co nieco wyjaśni dlaczego spadł ten Tupolew?

„Kropką nad i” i ewentualną jej „ramówką” zajmował się w tym wpisie nie będę. Raz że Stokrotka ma wakacyjną przerwęw TVN-ie, dwa że każdy kto to oglądał więcej niż pięć razy i tak wie że tam na zmianę głównie przychodzą w różnych konfiguracjach Kwaśniewski, Olechowski, Miller, Palikot i Dukaczewski. Inni wpadają tam tylko awaryjnie – wtedy, kiedy żaden z wyżej wymienionych akurat nie ma dla naszej ulubienicy czasu.

Inne programy publicystyczne w imperium Waltera (ale też na przykład w TVP Info, choćby w programie „Po 20-tej” prowadzonym przez gospodarza Salonu 24 Igora Janke żeby być uczciwym) bazują na mniej więcej tym samym składzie osobowym, tyle że czasem zabłąka się tam też jakaś Środa, Staniszkis, Jonas czy inny Kik.

środa, 21 lipca 2010

Dokąd nas zawiedzie śmierdziel z Lublina?

Tuż po smoleńskiej zasadzce, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zaczęli pojawiać się pierwsi obywatele, do których dotarło to co się stało i którzy poczuli nieodpartą chęć bycia akurat w tym momencie razem, aby w ten sposób dać wyraźne świadectwo że w tym decydującym dla Polski i Polaków momencie tworzymy jednak jakąś -lepszą czy gorszą - ale jednak wspólnotę.
W zupełnie innych miejscach, zupełnie inni ludzie zdecydowanie mniej ostentacyjnie gromadzili się w znacznie mniejszych grupkach po to aby sobie ułożyć jakiś plan działania na nadchodzące dni i przedsięwziąć wszelkie konieczne kroki tak, aby tą tworzącą się na ich oczach i piekielnie niebezpieczną dla nich wspólnotą możliwie najkorzystniej dla swoich celów manipulować i aby ją z powrotem możliwie szybko z powrotem zatomizować.
W tym całym zamieszaniu była jednak jeszcze jedna interesująca grupa osób: tacy, którzy w tym właśnie momencie chcieliby stać się na jakiś czas niewidzialni. Osoby, które nie wiedząc jak rozwinie się dalsza sytuacja i w którym kierunku pójdą uczucia Polaków – czy w stronę zadumy i refleksji nad tym co Polska bezpowrotnie i tak okropnie utraciła, czy też w stronę chęci gniewnego zadośćuczynienia doznanym krzywdom i zniewagom. Osobnicy pokroju oblecha z Biłgoraja, znawcy obyczajów godowych much ścierwnic czy kilku peerelowskich celebrytów, których obecna pozycja polityczno-społeczna wynika wprost z tego jak bardzo potrafili się uświnić i skurwić za komuny, w tamtych kwietniowych dniach mogli mieć (i zapewnie mieli) pełno w spodniach, ale - stety czy niestety - Polacy jeszcze raz pokazali że są narodem wyjątkowo łagodnym i absolutnie niezbyt skorym do samosądów.

Nie mnie sądzić czy to dobrze czy źle, choć to co się okazało już niedługo potem i to z czym mamy do czynienia obecnie, raczej przekonuję mnie że jakiś wariant zachowań alternatywnych ukazanych w „Wieszaniu” Rymkiewicza jednak się tu prędzej czy później musi rozegrać.

Podobno kto sieję wiatr, ten zbiera burzę, więc jeśli jest w tym popularnym powiedzonku choć ziarno jakiejś życiowej mądrości, to eskalacja niewiarygodnej wprost chamówy w wykonaniu biłgorajskiego performera, w którymś momencie przekroczy jakiś krytyczny próg, za którym może być już tylko nicość i pustka.
I jestem zupełnie pewien że nie będzie to wcale spowodowane jakąś zmianą tendencji w społeczeństwie, jakimś wzrostem genu zagłady czy innych morderczych atawizmów w Polakach jako zbiorowości. Jestem przekonany że jeśli kiedyś zdarzy się tu coś złego, to będzie to tylko i wyłącznie wynikiem nieumiejętności wyciągania właściwych wniosków przez samych zainteresowanych i ich zupełna alienacja z własnego społeczeństwa.

Czy byłoby mi ich wtedy szkoda? Czy będę się ich wtedy żałował?

W najmniejszym wypadku. Szkoda to mi jest tego że choć miałem wspaniałego Prezydenta, to w wyniku smoleńskiej zasadzki doszło do tego że zastąpił go na tym zaszczytnym stanowisku dosyć tępy i zupełnie bezbarwny grubas z porno-wąsem, który jest na domiar złego najlepszym kumplem biłgorajskiego błazna.
Szkoda to mi jest tego, że Polska bezpowrotnie straciła kogoś tak wartościowego jak Przemysław Gosiewski, któremu wdzięczni wyborcy układają codziennie na „jego peronie” we Włoszczowej dywan ze świeżych kwiatów pod jego zdjęciem, szkoda to mi jest tego że nie posłucham już wyważonych słów Władysława Stasiaka czy szelmowskich dowcipów Aleksandra Szczygły, szkoda to mi jest tego że nie zobaczę już więcej uroczego uśmiechu mojej Pierwszej Damy - Pani Marii Kaczyńskiej - ani nie pośmieję się z angielskiego dowcipu Pana Kochanowskiego. Tego wszystkiego jest mi naprawdę szkoda.

Ale jeśliby w jakikolwiek sposób na zawsze zniknęli z naszego życia polityczno/ społeczno/medialnego tak obrzydliwe figury jak Palikot, Wajda, Kutz czy Niesiołowski to absolutnie żadnej szkody osobiście nie odczuję.

Dzisiaj dowiedziałem się rano z radia że jakiś kolega z klasy synka ś.p. Przemysława Gosiewskiego przekazał mu (tak jak go zrozumiał i zapamiętał) „dowcip” rozpowszechniony za pomocą swojego bloga przez biłgorajskiego buca, jakoby jego tata żyje i można go zobaczyć na peronie we Włoszczowej. Synek przybiegł podekscytowany do domu aby przekazać swojej mamie radosną wiadomość że tata jednak żyję i że pewnie w takim razie już niedługo wróci do domu.
Jeśli to zdarzenie jest prawdziwe to myślę że lód po którym tak pewnie znowu stąpa nadworny błazen Tuska jest już bardzo kruchy a nagana, której być może zechce udzielić mu przy jakiejś okazji społeczeństwo może być zdecydowanie innego kalibru niż ta partyjna.

A tak na sam koniec zajmę się jeszcze jedną sprawą.
Człowiek, o którym było tu dzisiaj najwięcej, uchodzi za jednego z najbogatszych Polaków, a jest jednocześnie Posłem na Sejm Rzeczypospolitej. Czyli pomimo swego rzekomego bogactwa, wszyscy Polacy – i ci biedni, i ci zamożni - składają się na jego poselskie, comiesięczne pobory. Pisze „rzekomego bogactwa”, bo mam nadzieję że kiedyś ktoś się tym tematem dogłębnie i na poważnie zajmie, a może wtedy rzekomy bogacz i nadworny, platformiany trefniś zostanie zakwaterowany na dłużej w miejscu gdzie poparcie dla jego politycznych pobratymców sięga prawie stu procent i gdzie dadzą mu naukę co do tego jak wyglądają seksualne igraszki pomiędzy prawdziwymi mężczyznami, ale już bez używania silikonowych zabawek.
O tym że biłgorajski oblech ma ciąg na szkło to już wiemy, ale co też on za tą poselską pensję, którą mu chyba zdecydowania zbyt hojnie co miesiąc fundujemy robi pro publico bono?
Proszę sprawdzić samemu i kliknąć tutaj. Wychodzi na to że przez ostatnie dwa lata, z trybuny sejmowej nasz „szołmen” zabrał głos całe cztery razy – podzielił to równo: po dwa razy na rok.
Mało tego…
Ja nie wiem czy jako społeczeństwo jednak nie przepłacamy? Ja osobiście w każdym razie, ze swojej firmy wylałbym nieroba na zbity pysk. O jego przewodzeniu słynnej komisji z „przyjaznym państwem” w nazwie nic już pisał nie będę. Żarty żartami, ale nie ma się co znowu aż tak wygłupiać.

środa, 14 lipca 2010

Ziarnko do ziarnka...

Coraz więcej możemy sobie ułożyć z przecieków pozbieranych to tu, to tam.
Dzięki dociekliwości asów „dziennikarstwa” z Gazety Wyborczej czy TVN 24 coraz więcej tego co się działo na pokładzie rządowego TU 154 ze ś.p. Prezydentem Kaczyńskim i dziewięćdziesięcioma pięcioma osobami na pokładzie zostaję przed nami odkryte.

Z ostatnich doniesień najlepiej poinformowanych w sprawie redakcji, kapitan załogi, major Protasiuk w ostatnich sekundach lotu, nic nie mówiąc rzekł: „Jak nie wyląduję to mnie zabiją, więc lądując ja wam wszystkim pokażę jak lądują debeściaki”.

Po czym z gracją położył rządowego Tupolewa na plecy i w honorowym geście samuraja widowiskowo spadł.

Żartuję? Niesmaczne?
Nie, to nie ja żartuję. A że niesmaczne to fakt.

piątek, 2 lipca 2010

Samobójczy strzał w serduszko, czyli koniec śpiocha?

Każdy kto lubi oglądać sensacyjne filmy lub czytać szpiegowskie książki spotkał się zapewne z pewną specyficzną kategorią bohatera takich opowieści, którą określa się mianem uśpionego szpiega. W skrócie tylko przypomnę, że jest to taki osobnik który co prawda został zwerbowany i przeszkolony, jednak nie rozpoczyna swojej działalności natychmiast, tylko czeka cierpliwie na rozkaz z dowództwa nawet kilka bądź kilkanaście lat. Kiedy już taki rozkaz nadejdzie, rzuca wszystko w diabły i wykonuję ten często jeden, jedyny rozkaz do którego został w odległej przeszłości zwerbowany i specjalnie przygotowany.
Aby taki głęboko zakonspirowany śpioch miał w momencie właściwego „odpalenia” odpowiednią siłę rażenia trzeba mu było oczywiście przez te wszystkie lata uśpienia zbudować odpowiednią pozycję bo przecież wiadomo że musi to być ktoś z odpowiednią pozycją, aby jego wykorzystanie miało jakikolwiek sens. Zainwestowane siły i środki muszą się przecież kiedyś zwrócić, ale specyfiką takiej osoby jest też jeszcze coś co nazwałbym jego „jednorazowością” - można go w momencie jego właściwego wykorzystania już całkowicie spisać na straty. Inwestycja się zamortyzowała, a zużyty sprzęt poszedł do kasacji.
Często zastanawiałem się jaki dylemat przeżywać musi taki „śpioch” , który w międzyczasie osiągnął już jakieś całkiem wymierne profity ze swojej działalności będącej w rzeczywistości przykrywką dla jego faktycznej roli, do której został przygotowany, i który w międzyczasie ułożył sobie wygodne i dostatnie życie oraz zdążył się mocno przywiązać się do swojej wysokiej społecznej pozycji?
Jeśli taki osobnik nie jest kompletnym idiotą to przez cały ten czas musiał żyć w nieznośnym stresie związanym z tymczasowością wszystkiego wokoło. Jeśli nasz śpioch miał odrobinę oleju w głowie to zdążył przez te wszystkie lata odłożyć jakiś kapitał na swój fundusz emerytalny, który pozwoli mu na spokojne i wygodne życie gdzieś na zapleczu społeczeństwa.
Po co o tym wszystkim piszę?
Właśnie mamy okazję chyba oglądać na własne oczy odpalenie takiego wyhodowanego przez lata śpiocha, więc myślę że dosyć ciekawe będzie oglądanie jak się ta cała sytuacja będzie rozwijać.
Do ostatecznej rozgrywki z żyrandolowej wojnie wkracza jakby poza swoim ustalonym harmonogramem Jerzy Owsiak. Z jakiegoś względu nie mogę uwierzyć że ten samobójczy w istocie manewr jest z jego strony podjęty dobrowolnie. Zadanie, które ma on w nadchodzący weekend wykonać jest tak jednoznacznie polityczne i tak zdecydowanie klasyfikowalne po jednej ze stron sporu, że jest absolutnie niemożliwe aby w poniedziałek 5 lipca wszystko co jest związane z Owsiakiem i jego WOŚP mogło wrócić do normalności.
Nie wróci.
Nie wróci z jeszcze jednego powodu: otóż druga strona podjęła wyzwanie i postanowiła śpiocha sprawdzić walką. Wczoraj Marta Kaczyńska podjęła rękawicę i wspomogła autorytetem swoich tragicznie zmarłych rodziców instytucję, przeciwko której de facto przez te wszystkie lata działalność Owsiaka była skierowana, czyli szeroko rozumiany Kościół Katolicki i chrześcijańską dobroczynność - organizacyjnie ujętą w fundację Caritas - w szczególności.
W nadchodzący weekend, w trakcie ciszy wyborczej być może będziemy mieli okazję obejrzeć jak wybudzony śpioch w swojej ostatniej misji dokonuję aktu swojego obywatelskiego samospalenia.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w styczniu 2011. Jeśli o mnie chodzi, nigdy nie ceniłem tego co robił Owsiak, zawsze uważałem jego działalność za wielce szkodliwą i psującą społeczeństwo a zwłaszcza młodzież, więc jeśli się okaże że to będzie prawdziwy koniec Owsiaka i jego fundacji to tak sobie myślę że złamanie zasad ciszy wyborczej (którą zresztą uważam za wyjątkowy idiotyzm, podtrzymywany chyba tylko po to żeby mieć jakąś furtkę do właśnie takich manipulacji) to i tak w sumie mała cena, za to żeby się go z naszego życia społecznego raz na zawsze pozbyć.

Wy tam sobie Owsiak ostatni raz „róbtacochceta”, a My i tak zrobimy co do nas należy.


czwartek, 1 lipca 2010

Zmień kraj, idź na wybory...

oddaj babci dowód i zabierz pilota od TVN.