Przyznam się, że tak jak z reguły nie oglądam polskich filmów, tak też jestem całkowicie pozbawiony genu kibica, i sportu w żadnej postaci w zasadzie nie oglądam i nie uprawiam. Wszystkie mecze i biegi, które przyszło mi w życiu rozegrać i przebiec rozegrałem i przebiegłem we wczesnej młodości, a teraz jeśli mam się już jakoś bardziej intensywnie ruszać to tylko wtedy kiedy naprawdę zostanę do tego przymuszony jakąś wyższą koniecznością życiową, lub kiedy jest to po prostu związane z jakąś wartą tego wysiłku przyjemnością. Nie będę rozwijał tematu, więc uznajmy że został mi tylko czasem rower (latem), odśnieżanie obejścia (zimą) i inne takie tam (przez cały rok)…
Oczywiście cieszyłem się sukcesami Adama Małysza, lubiłem zerknąć na finisz Justyny Kowalczyk czy notowałem z zadowoleniem sukcesy polskich siatkarek, szczypiornistów czy naszych młodych tenisistek, ale to tylko zamiłowanie do trzepotu polskiej flagi i Mazurka Dąbrowskiego, a nie sportu jako takiego. I gdyby nie heca z mandatami dla kibiców Jagielonii Białystok za transparenty na których określono urzędującego aktualnie Premiera Polski jako matoła, to pewnie o całej sprawie bym nie wiedział. Tak jak nie wiedziałaby pewnie reszta Polski z wyłączeniem tych kilkunastu tysięcy zapaleńców śledzących z zapartym tchem jak dwudziestu kilku dorosłych facetów ugania się po dużej łące za kawałkiem nadmuchanego pęcherza.
Wszystko byłoby tak jak to wyżej napisałem gdyby nowy, osobisty Tymochowicz Premiera nie poradził mu że czas na nową wojenkę z kolejnym segmentem nie lubianego Narodu.
Jest wojenka – jest impreza, więc i cała Polska zaczęła się nie z tego, ni z owego zastanawiać czy nasz Premier to faktycznie matoł. Jeśli mieć o to do kogoś pretensję to najbardziej do nowego Tymochowicza, ale czy aby Premier Tusk umiałby mu się aż tak postawić, żeby go posłać za tą wpadkę na szczaw? Raczej wątpię, bo tam już chyba zaczęła zachodzić jakaś skomplikowana zależność psychologiczna, której przy swojej wrodzonej prostocie na pewno nie rozgryzę. Za wysokie progi, więc dam temu spokój. Niech tam sobie nowy Tymochowicz układa swoje plany dla Premiera Tuska dalej, a ja tylko się temu będę życzliwie przyglądał, bo jak widać każda kolejna „narracja” przysparza naszemu piłkarzykowi nowych wrogów wśród potencjalnego elektoratu. Być może w aktualnej sytuacji nikt dla dobra Polski nie robi obecnie więcej i lepiej niż najsłynniejszy polski bibliotekarz, niejaki Igor Ostachowicz - przy założeniu oczywiście że to on jest autorem tej nowej „strategii” walki z kibicami.
Ale po tym wstępie chciałbym się zastanowić czy faktycznie nazywanie naszego Premiera matołem jest zasadne. Wziąłbym tu pod uwagę głównie dwa czynniki: czy on, powiedzmy z medycznego punktu widzenia zasługuję na to miano i drugi (ważniejszy) czy to się godzi określać urzędującego Premiera przymiotnikami mającymi zabarwienie ewidentnie pejoratywne.
Zacznę od tej drugiej sprawy, bo jest i zdecydowanie ważniejsza i łatwiejsza do zanalizowania. Otóż moim zdaniem w zasadzie nie godzi się. Piszę to z pełnym przekonaniem, choć do niczego nie jestem tak w życiu przywiązany jak do wolności - z wolnością słowa włącznie. W końcu - po pierwsze - Naród sam sobie takiego Premiera (i Prezydenta, mój dobry Boże - Prezydenta też) wybrał, a w związku z tym uosabia on jak najbardziej szeroko pojmowany majestat Rzeczpospolitej. Ale w tym konkretnym przykładzie (Tusk/Komorowski) ważne jest to „w zasadzie”.
I już każdy wie o co chodzi!
Obaj ci panowie zrobili niewysłowienie dużo żeby obniżyć rangę sprawowanych obecnie przez siebie urzędów wtedy, kiedy nie mogli się za nic pogodzić że z woli wyborców przypadły one komu innemu. Nie będę opisywał tych wszystkich kloacznych zachowań ludzi z otoczenia i nadania panów Tuska i Komorowskiego w czasach kiedy premierował Polsce Jarosław Kaczyński, a Prezydentem był śp. Lech Kaczyński. Raz że szkoda klawiatury, a dwa że szkoda nerwów. Warto tylko może zaznaczyć że słowo „matoł” brzmiałoby swego czasu w ustach Palikota, Kutza czy Niesiołowskiego zupełnie „lajtowo”.
I teraz – reasumując: nie ma żadnego powodu żeby się jakoś specjalnie przejmować tym, że raz na jakiś czas (zwykle zresztą zasłużenie) jednemu czy drugiemu dostanie się „na mieście” grubsze słowo. Zapracowaliście panowie solennie, więc przestańcie się wreszcie moczyć i mazać i znoście swoje razy jak mężczyźni. Każdemu podług zasług, jak mawiał klasyk. I nich wam będzie pociechą że wasi poprzednicy mieli po stokroć gorzej i znikąd obrony, a wy macie chociaż te zaprzyjaźnione media pełne przyjaznych „miszczów”.
Co do zasadności zaś słowa matoł w odniesieniu do Premiera Tuska, to zdecydowanie jest ono nie na miejscu. Sprawdziłem w Wikipedii (od czasu ostatniej kampanii wyborczej na urząd Prezydenta RP wszystko sprawdzam w Wikipedii!) i tam stoi jak byk: - Wrodzony zespół niedoboru jodu (dawniej kretynizm lub matołectwo) – termin oznaczający niedorozwój umysłowy ciężkiego stopnia powstały w wyniku wrodzonej pierwotnej niedoczynności tarczycy.
Otóż nasz Premier - jak każdy powinien wiedzieć, choćby i z Wikipedii - pochodzi z Kaszub i mieszka na stałe nad morzem. Tam, jak wiadomo - jodu jak lodu, więc jakiekolwiek matołectwo moim zdaniem nie wchodzi w żadnym wypadku w grę. W tym wypadku kibice mocno przesadzili i wydaję mi się że oni po prostu nie lubią za coś naszego Premiera, choć przyznam się jest to dla mnie dziwne, bo w końcu on piłkarz nad piłkarze. Ale nawet przy założeniu że oni go zwyczajnie nie lubią, a on zwyczajnie nie lubi ich, nie jest to jeszcze według mnie powód żeby im wręczać mandaty opiewające na pięć stów. Prawdziwy mężczyzna tak nie robi, i nie zasłania się Strażą Miejską lub policją. Tak to może robić za przeproszeniem kobieta, dajmy na to legendarna Prezydent Warszawy, ale mężczyźnie nie przystoi. Facet takie rzeczy bierze na klatę. Jeśli ją ma.
I tu mnie niepokoi coś innego. O ile nie uważam żeby nasz Premier był matołem (zarówno słynna w świecie i w kraju bystrość umysłu Premiera, jak i ten wspomniany jod wdychany w młodości raczej to wykluczają) to nie znaczy że nie należałoby się jednak stanem jego zdrowia nie martwić w ogóle. Otóż, nie wiem czy czytający te słowa też to zauważyli, ale od momentu słynnego i utrwalonego na fotograficznej kliszy żelaznego uścisku pułkownika Putina na smoleńskim pobojowisku (ten to ma krzepę! Widać że gość sporo w młodości trenował) nasz Premier bardzo poszarzał na twarzy i wydaję mi się że dzień za dniem, coraz bardziej wychodzą mu z oczodołów gałki oczne. Nie znam się za bardzo na medycynie, ale to się chyba nazywa wytrzeszcz. Zupełnie nie wiem czym to na dłuższą metę grozi i jak on się mógł tego nabawić, ale schorzenie z dnia na dzień wydaję się być coraz wyraźniejsze. Ten Putin chyba go tam wtedy za mocno ścisnął i naszemu Premierowi pękła wtedy chyba jakaś żyłka. Nie wytrzymam dłużej tej niewiedzy, więc wszystkich czytających muszę teraz przeprosić – pędzę do Wikipedii zobaczyć co to może być, zanim będzie za późno.
____________________
* - Te truskawki w tytule to tak na podpuchę- taki mój pijar, żeby zaciekawić. A poza tym, sezon się zaczyna i niech sobie plantatorzy i w Polsce coś zarobią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz