Podstronice


środa, 21 lipca 2010

Dokąd nas zawiedzie śmierdziel z Lublina?

Tuż po smoleńskiej zasadzce, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zaczęli pojawiać się pierwsi obywatele, do których dotarło to co się stało i którzy poczuli nieodpartą chęć bycia akurat w tym momencie razem, aby w ten sposób dać wyraźne świadectwo że w tym decydującym dla Polski i Polaków momencie tworzymy jednak jakąś -lepszą czy gorszą - ale jednak wspólnotę.
W zupełnie innych miejscach, zupełnie inni ludzie zdecydowanie mniej ostentacyjnie gromadzili się w znacznie mniejszych grupkach po to aby sobie ułożyć jakiś plan działania na nadchodzące dni i przedsięwziąć wszelkie konieczne kroki tak, aby tą tworzącą się na ich oczach i piekielnie niebezpieczną dla nich wspólnotą możliwie najkorzystniej dla swoich celów manipulować i aby ją z powrotem możliwie szybko z powrotem zatomizować.
W tym całym zamieszaniu była jednak jeszcze jedna interesująca grupa osób: tacy, którzy w tym właśnie momencie chcieliby stać się na jakiś czas niewidzialni. Osoby, które nie wiedząc jak rozwinie się dalsza sytuacja i w którym kierunku pójdą uczucia Polaków – czy w stronę zadumy i refleksji nad tym co Polska bezpowrotnie i tak okropnie utraciła, czy też w stronę chęci gniewnego zadośćuczynienia doznanym krzywdom i zniewagom. Osobnicy pokroju oblecha z Biłgoraja, znawcy obyczajów godowych much ścierwnic czy kilku peerelowskich celebrytów, których obecna pozycja polityczno-społeczna wynika wprost z tego jak bardzo potrafili się uświnić i skurwić za komuny, w tamtych kwietniowych dniach mogli mieć (i zapewnie mieli) pełno w spodniach, ale - stety czy niestety - Polacy jeszcze raz pokazali że są narodem wyjątkowo łagodnym i absolutnie niezbyt skorym do samosądów.

Nie mnie sądzić czy to dobrze czy źle, choć to co się okazało już niedługo potem i to z czym mamy do czynienia obecnie, raczej przekonuję mnie że jakiś wariant zachowań alternatywnych ukazanych w „Wieszaniu” Rymkiewicza jednak się tu prędzej czy później musi rozegrać.

Podobno kto sieję wiatr, ten zbiera burzę, więc jeśli jest w tym popularnym powiedzonku choć ziarno jakiejś życiowej mądrości, to eskalacja niewiarygodnej wprost chamówy w wykonaniu biłgorajskiego performera, w którymś momencie przekroczy jakiś krytyczny próg, za którym może być już tylko nicość i pustka.
I jestem zupełnie pewien że nie będzie to wcale spowodowane jakąś zmianą tendencji w społeczeństwie, jakimś wzrostem genu zagłady czy innych morderczych atawizmów w Polakach jako zbiorowości. Jestem przekonany że jeśli kiedyś zdarzy się tu coś złego, to będzie to tylko i wyłącznie wynikiem nieumiejętności wyciągania właściwych wniosków przez samych zainteresowanych i ich zupełna alienacja z własnego społeczeństwa.

Czy byłoby mi ich wtedy szkoda? Czy będę się ich wtedy żałował?

W najmniejszym wypadku. Szkoda to mi jest tego że choć miałem wspaniałego Prezydenta, to w wyniku smoleńskiej zasadzki doszło do tego że zastąpił go na tym zaszczytnym stanowisku dosyć tępy i zupełnie bezbarwny grubas z porno-wąsem, który jest na domiar złego najlepszym kumplem biłgorajskiego błazna.
Szkoda to mi jest tego, że Polska bezpowrotnie straciła kogoś tak wartościowego jak Przemysław Gosiewski, któremu wdzięczni wyborcy układają codziennie na „jego peronie” we Włoszczowej dywan ze świeżych kwiatów pod jego zdjęciem, szkoda to mi jest tego że nie posłucham już wyważonych słów Władysława Stasiaka czy szelmowskich dowcipów Aleksandra Szczygły, szkoda to mi jest tego że nie zobaczę już więcej uroczego uśmiechu mojej Pierwszej Damy - Pani Marii Kaczyńskiej - ani nie pośmieję się z angielskiego dowcipu Pana Kochanowskiego. Tego wszystkiego jest mi naprawdę szkoda.

Ale jeśliby w jakikolwiek sposób na zawsze zniknęli z naszego życia polityczno/ społeczno/medialnego tak obrzydliwe figury jak Palikot, Wajda, Kutz czy Niesiołowski to absolutnie żadnej szkody osobiście nie odczuję.

Dzisiaj dowiedziałem się rano z radia że jakiś kolega z klasy synka ś.p. Przemysława Gosiewskiego przekazał mu (tak jak go zrozumiał i zapamiętał) „dowcip” rozpowszechniony za pomocą swojego bloga przez biłgorajskiego buca, jakoby jego tata żyje i można go zobaczyć na peronie we Włoszczowej. Synek przybiegł podekscytowany do domu aby przekazać swojej mamie radosną wiadomość że tata jednak żyję i że pewnie w takim razie już niedługo wróci do domu.
Jeśli to zdarzenie jest prawdziwe to myślę że lód po którym tak pewnie znowu stąpa nadworny błazen Tuska jest już bardzo kruchy a nagana, której być może zechce udzielić mu przy jakiejś okazji społeczeństwo może być zdecydowanie innego kalibru niż ta partyjna.

A tak na sam koniec zajmę się jeszcze jedną sprawą.
Człowiek, o którym było tu dzisiaj najwięcej, uchodzi za jednego z najbogatszych Polaków, a jest jednocześnie Posłem na Sejm Rzeczypospolitej. Czyli pomimo swego rzekomego bogactwa, wszyscy Polacy – i ci biedni, i ci zamożni - składają się na jego poselskie, comiesięczne pobory. Pisze „rzekomego bogactwa”, bo mam nadzieję że kiedyś ktoś się tym tematem dogłębnie i na poważnie zajmie, a może wtedy rzekomy bogacz i nadworny, platformiany trefniś zostanie zakwaterowany na dłużej w miejscu gdzie poparcie dla jego politycznych pobratymców sięga prawie stu procent i gdzie dadzą mu naukę co do tego jak wyglądają seksualne igraszki pomiędzy prawdziwymi mężczyznami, ale już bez używania silikonowych zabawek.
O tym że biłgorajski oblech ma ciąg na szkło to już wiemy, ale co też on za tą poselską pensję, którą mu chyba zdecydowania zbyt hojnie co miesiąc fundujemy robi pro publico bono?
Proszę sprawdzić samemu i kliknąć tutaj. Wychodzi na to że przez ostatnie dwa lata, z trybuny sejmowej nasz „szołmen” zabrał głos całe cztery razy – podzielił to równo: po dwa razy na rok.
Mało tego…
Ja nie wiem czy jako społeczeństwo jednak nie przepłacamy? Ja osobiście w każdym razie, ze swojej firmy wylałbym nieroba na zbity pysk. O jego przewodzeniu słynnej komisji z „przyjaznym państwem” w nazwie nic już pisał nie będę. Żarty żartami, ale nie ma się co znowu aż tak wygłupiać.

2 komentarze:

  1. Sporo frajdy z tymi nowymi szablonami. Ładnie tu sobie pokombinowałeś :) Tak wpadłem zobaczyć i pochwalić, komentarz zostawiłem na Blogpressie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Sporo frajdy, ale to taka intymna frajda bo mało kto tutaj zagląda. Gdyby nie Blogpress pewnie bym był jedynym swoim czytelnikiem.
    Założyłbym licznik żeby sprawdzić czy jakiś zbłąkany webtrotter tu się raz na jakiś czas nie zapodzieję, ale nie umiem. :-)

    OdpowiedzUsuń