Podstronice


niedziela, 5 września 2010

Dziadek Tadek szlifuję styl

Nasz „Pierwszy Niekomunistyczny Premier” nie odpuszcza. Pomimo tego że swoim wyglądem niebezpiecznie zbliżył się już do kanonu urody, którego niekwestionowanym wzorcem jest Waldemar Kuczyński (jak mawiała moja śp. Babcia: charakter zawsze wyjdzie na twarz) i że od czasów ogłoszenia przez siebie samego swojej słynnej grubej kreski, z niekłamaną odrazą odsuwam od siebie każdą możliwość zapoznania się z tym co ten człowiek ma Polakom (a więc i mnie) do zakomunikowania, to jednak nie mogę nie zauważyć że w momentach każdego przesilenia, Ręce Dzierżące Ster zawsze chętnie sięgają po usłużnego Dziadka Tadka, a on już od ponad półwiecza, równie chętnie i zawsze z tym samym, gorliwym zapałem spełnia życzenia z Samej Góry.

Tak się sprawy ułożyły że a nim się obejrzał, a z ciekawego życia młokosa stałem się doświadczonym przez życie zgredem. Ma to swoje wady (więcej), ale ma też swoje zalety (zdecydowanie mniej). O wadach rozpisywał się nie będę bo trzeba by pewnie zbyt często sięgać do terminologii medycznej, a na tym się za bardzo nie znam (jeszcze - ale jak pani Kopacz porządzi dłużej to w akcie samoobrony trzeba będzie skończyć jakiś internetowy kurs ratowania sobie samemu życia w warunkach domowych), ale o jednej zalecie z całą pewnością mogę napisać: otóż jeśli tylko kogoś zbyt wcześnie nie dopadnie ten wstrętny Niemiec – Alzhaimer, to ma taki zgred w głowie sporo zalegających faktów z przeszłości. Tej odległej i tej mniej odległej.

W tym wypadku chodzi mi o fakty z przeszłości tak dawnej, że nawet mnie nie było wtedy na tym coraz bardziej podłym świecie. Chodzi mi mianowicie o coś co miało miejsce jeszcze w pamiętnym roku 1953. Dla świata i Polski był to rok pamiętny głównie z tego powodu że wyzionął w tym właśnie roku swojego parszywego ducha towarzysz Stalin, dając tym samym np. powód choćby do napisania kilku zgrabnie zrymowanych wierszy naszej słynnej noblistce. W tym samym czasie kiedy nasza noblistka wraz z niemałą grupą otumanionych Trockim, Heglem, Sartrem i Marksem wrażliwców z gatunku tych co to mają serca po lewej stronie ronili gorzkie łzy po Wielkim Językoznawcy, reszta światowej społeczności generalnie jednak raczej świętowała.

Dla naszego bohatera - dzisiejszego Dziadka Tadka, a wtedy jeszcze młodego, zdolnego i dobrze rokującego przyjaciela Matki Partii z ramienia PAX-u - był to również literacko ciekawy rok bo właśnie tego roku napisał on i opublikował w swoim „Wrocławskim Tygodniku Katolickim” (robił tam za Naczelnego)tekst zatytułowany „Wnioski”. Cytował go tutaj nie będę, bo raz że jest on dostępny w większych fragmentach w sieci (choćby tutaj) a dwa że szkoda miejsca i cennych bajtów na te plugastwa. W każdym razie chodzi mi w skrócie o to, że jak trzeba było ze słusznych pozycji przyłożyć w kogo tam Matka Partia wskaże, to Dziadek Tadek na zawołanie weźmie i bez zbytniego gmerania przyłoży.
Wtedy mądrość etapu wymagała od młodego Tadzia żeby dołożyć księdzu biskupowi kieleckiemu Czesławowi Kaczmarkowi, oskarżonemu przez tutejszych stalinistów o działanie na szkodę ludowej ojczyzny z pozycji watykańskich, amerykańskich i ogólnie imperialistycznych. Wraz z nim - w tzw. procesie odpryskowym - takie same zarzuty postawiono również ks. J. Danilewiczowi, ks. Wł. Widłakowi, ks. J. Dąbrowskiemu i siostrze zakonnej W. Niklewskiej.

Ksiądz biskup Kaczmarek przypłacił kilkuletnie śledztwo (został aresztowany w lutym 1951) prowadzone przez samego osławionego majora Różańskiego taką utrata zdrowia, że po wyjściu z ubeckiej katowni z marszu wylądował w szpitalu z rozległym zawałem. Na mocy amnestii w ’56 roku został zwolniony z aresztu, ale natychmiast go internowano i osadzono w klasztorze w Rywałdzie - tym samym, w którym kiedyś przetrzymywano przez jakiś czas księdza Prymasa Wyszyńskiego. Nigdy już do zdrowia nie powrócił a zmarł po kolejnych zawałach w 1963 roku.

Czynność powtórzona kilkaset razy staję się odruchem, a raz nabytych odruchów podobno nie traci się nigdy. Tak więc, bez większego trudu - ale z charakterystyczną dla siebie gracją karalucha, który wpadł do słoika z miodem - Dziadek Tadek i dzisiaj potrafi na dany z Samej Góry sygnał przyłożyć komu trzeba. No a dzisiaj każdy głupi wie (najnowszych przykładów podawał nie będę, bo o kobietach albo dobrze, albo wcale) w kogo Partia Matka bić kazała.
Poniżej linkuję najnowszą porcję tadzinych wytłoczyn - kto chce niech czyta, ja idę skosić trawę. Kto zaś chce się zapoznać z opisem procesu kieleckiego biskupa niech ma na uwadze że jest to lektura tylko dla czytelnika o bardzo mocnych nerwach.

Powstrzymać Jarosława Kaczyńskiego - Wywiad z T. Mazowieckim dla "WPROST"

Proces Biskupa Kaczmarka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz