Od kilku dni cały świat, a w tym i nasz „grajdoł” (copyright by: Bronisław Komorowski) podnieca się materiałami opublikowanymi przez tajemniczą grupę osób związaną z portalem WikiLeaks. Z tych „supertajnych”, „super-sensacyjnych” i „mających moc pioruna” materiałów możemy właśnie teraz się dowiedzieć że mąż Carli Bruni to groteskowy pajac, właściciel jednej czwartej Italii to balangowicz i dziwkarz, prezio Rosji to przeciętniak i miernota a nasza kochana ciotka Angela jest „teflonowa”.
Najciekawszą informacją dotyczącą tych wszystkich tuzów światowej polityki jest chyba ta, która każe nam widzieć w Putinie samca-alfa. Ja tam dokładnie nie wiem czym się charakteryzuję ten cały samiec alfa, ale jeśli tym że za nim, jak za panią matką chodzą pokornie inne samce i żrą mu prosto z łapy wszystko to, co on tam im w swej łaskawości zechce z tej łapy dać, to coś w tym może być.
Skąd wiem? Bo tych żrących z łapy Putina śmierdzące padliną ochłapy mam pod swoim bokiem aż nadto.
Jeśli by się dobrze zastanowić jaki sens miało opublikowanie tych wszystkich materiałów, to po niedługiej pracy zwojów mózgowych, można by się było pokusić o konkluzję że… żaden.
No bo czego my się znowu takiego sensacyjnego dowiedzieliśmy? Że Sarkozy to błazen? No przecież on był takim samym błaznem i tydzień temu, i dwa tygodnie temu i rok temu. Po ukazaniu się materiałów WikiLeaks nie stał się ani błaznem większym ani mniejszym.
Że Berlusconi to dziwkarz i hulaka? No przecież mogliśmy tą wiedzę mieć niejako z pierwszej ręki tzn. od jego byłej żony, kiedy ta, jakiś czas temu udzieliła tuż po rozwodzie (czy jeszcze przed? – nie pamiętam, bo i po co!) jakiejś włoskiej gazecie obszernego wywiadu na temat swojego męża i jego wszystkich słabości.
Tylko ten samiec alfa…? no to jest jakiś news, ale znowu bez przesady - to że Putin chciałby żeby go tak świat i Rosja postrzegały też wiemy od dawna – niby czemu miały służyć te różne sesje zdjęciowe, gdzie nasz gieroj się fotografował z gołą klatą na wierzchowcu, latał odrzutowcem, łowił w zimnej wodzie płocie na wędkę, robił lewatywę uśpionemu tygrysowi czy beształ kierownika masarni że kurczaki u niego są o pół rubla droższe niż w sklepie za rogiem? Wszystko to miało właśnie na celu pokazanie gawiedzi, że ich dobry car Putin to niekwestionowany przywódca stada i tego stada baran przewodnik. I gawiedź chyba w to wierzy i bez przeciękniętych materiałów z WikiLeaks, choć gdybym był złośliwy to bym tej gawiedzi powiedział, że ich samiec alfa na przesłuchaniu, dajmy na to u jego starszego kolegi po fachu - takiego choćby majora Różańskiego - darłby z bólu mordę jak niemowlak błagając o litość, kiedy tamten metodycznie jeden po drugim wyrywałby mu paznokcie czy przyciskał szufladą biurka jego samcze genitalia. Bo prawdziwego samca (alfa czy nie alfa)poznaję się w godzinach próby, a dla pułkownika Putina ta godzina jeszcze nie nadeszła. Choć na jego miejscu nie spałbym zbyt spokojnie, bo pod tą szerokością geograficznej w której przyszło mu grasować, zwykle jeden samiec alfa kończy swój nędzny żywot zupełnie nagle i znienacka, kiedy tylko na horyzoncie pojawia się samiec kolejny.
Ale jednak, ta pochlebna (co by o niej nie pisać) ocena Putina, rzuca nam chyba delikatny snop światła na charakter tej całej zadymy z publikacją tych wszystkich śmieci. Bo to są śmiecie! W tych wszystkich ścinkach nie ma nic wartościowego, a jeśli nawet jest, to jest to coś nie tyle może o czym wcześniej nie wiedzielibyśmy - gdybyśmy tylko chcieli to wiedzieć i zadalibyśmy sobie sami odrobinę trudu żeby do tej wiedzy dojść - ale raczej coś, co miałoby nam ułożyć w głowie pewną - jak to dzisiaj nam każe nazywać Eryk Mistewicz: narrację.
Jaka to narracja? Ano taka że polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych to szambo, i to szambo złożone z zupełnie nieudanych przedsięwzięć, niecelnych diagnoz i złego traktowania swoich partnerów i koalicjantów.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, wszystkie te skandalizujące materiały dotyczą jednej strony, tzn. wiemy co amerykańska dyplomacja sądzi o tym i o tamtym, ale… nic nie wiemy co ten i ów sądzi o jakimś polityku amerykańskim! A to stawia cały ten portal i ludzi go tworzących w ciekawym świetle! Nie chce być złośliwy, ale gdybyśmy dowiedzieli się z czyich pieniędzy finansowane jest utrzymywanie tych wszystkich serwerów, na których trzymane są te wszystkie „wycieknięte” pliki, to mogłoby się wtedy okazać że wszystkie pochlebne opinie o Putinie są już całkowicie odarte z tajemniczości.
Ale nie po to o tym wszystkim teraz przecież piszę, żeby ujawnić swoją niewiarę w to że ludzie związani z portalem WikiLeaks to jacyś niezłomni bojownicy o wolność słowa i prawdę w polityce. Wierzę, że każdy kto jakoś dotrze do tej mojej pisaniny i jeszcze te moje bajdurzenia przeczyta, sam o tym wszystkim świetnie wie. Natomiast jest dosyć oczywiste że w końcu zostaną ujawnione jakieś materiały dotyczące Polski i jej stosunków z Ameryką. I tu warto być może się będzie nad tym faktem na chwilkę zatrzymać. Już z tego co zostało ujawnione do tej pory, widać w jaką stronę pójdzie tłumaczenie przez różnej maści zaproszonych do studia „politologów” i „amerykanistów” tego co tych naszych stosunków dotyczy. Otóż okazało się, że Tarczy Antyrakietowej w Polsce nie ma i nie będzie bo ci wstrętni Amerykanie przefrymarczyli z Ruskimi „naszą Tarczę” za poparcie Rosji w sprawie Iranu! Źli Jankesi zdradzili polskiego sojusznika, który przelewa swoją krew w Afganistanie za ruskie srebrniki!
I tu jest być może cały sens tego co bym chciał tym swoim wpisem przekazać. Otóż myślę że wszystko, co jeszcze się z tej całej przeciekowej rozpierduchy na temat Polski pojawi należy odczytywać dokładnie à rebours do tłumaczeń tele-mądrali. I tak, w powyższym przykładzie z Tarczą: jądrem newsa jest nie to że, Jankesi przehandlowali z Ruskimi coś, co było dla nas ważne, ale to że Ruskim aż tak bardzo zależało, żebyśmy w jakikolwiek sposób militarnie nie byli związani z Ameryką, że aż - aby dobić targu w tej sprawie - gotowi byli pójść na układ z Amerykanami i ustąpić z czymś, w pewnym sensie w kluczowej dla nich sprawie irańskiej. Jeśli tak będziemy odczytywać te wszystkie śmieci publikowane przez mocno podejrzany portal, to przyznaję że część tych kwitów może być ciekawa. Ale pod tym jednym właśnie warunkiem: że będziemy myśleć samodzielnie. To może być dla miłośników „zaprzyjaźnionych stacji” trudne, ale przecież nie niemożliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz