Podstronice


czwartek, 7 października 2010

Ten pan już nikomu kadzidełka nie sprzeda.

Pamiętacie tą słynną konferencję Ziobry? A właściwie to nie samą konferencję, ale wszystko to co się rozpętało zaraz po niej?
Ja pamiętam. Pamiętam też pewien rodzaj swoistej satysfakcji spowodowanej tym, że jeszcze jedna grupa wyjętych spod prawa świętych krów naszego neopeerelu może w narastającym strachu poczuć zimne kropelki potu spływające po plecach.
Dzisiaj rano, Cezary Michalski - komentujący w radiowej Trójce wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin - zapytany przez prowadzącego redaktora o wczorajszy sejmowy show Tuska całkiem przytomnie porównany do pamiętnego wystąpienia Ziobry, powiedział coś w tym stylu: Ziobro użył swojej władzy do walki z Bogu ducha winnym przedstawicielem zacnego środowiska lekarzy, natomiast Tusk próbuję dobrać się do tyłka prawdziwym gangsterom, i z tego powodu sympatia gminu winna stać bezwzględnie po stronie maga z Kaszub.

Jakoś nie mam ostatnio szczęścia do bycia w głównym nurcie społecznych emocji. Od kilku lat całkowicie rozmijam się w swoich ocenach rzeczywistości z tym, co o danej sprawie sądzą moi Rodacy. Jeśli bowiem Michalski ma rację (a w tym wypadku faktycznie w odniesieniu do sympatii gminu może ją mieć – co samo w sobie już warte jest odnotowania, bo to modelowy wprost przykład typa który na mojej ulubionej, warszawskiej Pradze jest określany pogardliwym mianem: cwana gapa) to jest to dowód tego że w Polsce AD 2010 sprawy mają się naprawdę źle. Oczywiście nie jest tak że na zasadzie bycia w opozycji do lemingów swoją sympatię automatycznie ulokowałem w „królu dopalaczy” – mam o tym młodym człowieku określoną opinię i nie jest to opinia, która by mu się podobała - gdyby tylko założyć że on w ogóle się przejmuję tym co kto sobie o nim myśli. Notabene, myślę że miano „król dopalaczy” zostało mu nadane przez żurnalistów raczej bezpodstawnie i mocno na wyrost – jak dla mnie jest to klasyczny, tzw. „słup” – gość, który robi to co robi tylko i wyłącznie za cichym przyzwoleniem tych sił, które w swoich doskonałych felietonach Stanisław Michalkiewicz określa zagadkowym, ale dla domyślnych dosyć precyzyjnym mianem „starszych i mądrzejszych”. Proszę sobie przypomnieć los innego „króla” a mianowicie króla kantorów Aleksandra Gawronika. Kiedy już przeprał to co tam miał do przeprania i można go było wreszcie ku uciesze gawiedzi spektakularnie osadzić tam gdzie jego miejsce, natychmiast okazało się że cały jego mityczny majątek to jakieś marne ochłapy. W jednej sekundzie z miejsca w pierwszej setce „Wprostu” znalazł się w okolicach nieco ponad „średnia krajowa”. Gdzie się podział mityczny majątek króla kantorów? Ja nawet chyba wiem kogo by trzeba o to spytać, ale tego tutaj nie zdradzę bo ufam że piszę te swoje pisanki do ludzi inteligentnych. Teraz jest pewnie podobnie: kiedy „król dopalaczy” się starszym i mądrzejszym już znudzi i będzie go można zastąpić kolejnym cudownym dzieckiem rodzimego biznesu, pewnego dnia przyjdą po niego smutni ludzie i osadzą go tam gdzie wcześniej osadzono innych - jemu podobnych - a całym łupem aparatu fiskalnego Państwa będzie pewnie tylko to jego słynne już Porsche czy inne Ferrari. Owiany gminną klechdą bajeczny majątek rzutkiego biznesmena z Łodzi gdzieś się jakoś sprytnie zapadnie pod ziemię, a my sobie tutaj z Czarkiem Czerwińskim znowu inteligentnie podywagujemy o wyższości teorii czarnych dziur nad teorią brązowych karłów.
Ale wracając do meritum czyli do porównania obydwu omawianych przypadków. Otóż będący wtedy ministrem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (to ważna różnica! – Tusk jest premierem a rolą premiera nie jest uganianie się za dilerami używek – ma od tego swojego człowieka: ministra sprawiedliwości właśnie!) poważył się dokonać czynu z jednej strony heroicznego, a z drugiej wręcz samobójczego. Po pierwsze, postanowił naruszyć korupcyjny fundament funkcjonowania jednego z najbardziej skurwionych środowisk w Polsce, czyli środowiska medycznej szlachty, a po drugie – wiedząc jakie jest nastawienie do PiS-u i niego samego innego (równie jak medyczne, skurwionego do imentu) środowiska dziennikarskiego - nie zawahał się jednak tego zrobić. Za to należy mu się zwyczajny, ludzki szacunek i pamięć potomnych. Dobrze by było żeby do tych moralnych apanaży dołączyła kiedyś zwyczajna, materialna przychylność wyborcza, ale z nią bywa u nas różnie bo tą kreują w naszej neopeerelowskiej mediokracji oczywiście media, no a media… sami wiemy jak jest.
No więc co zrobił wczoraj Tusk? Tusk, wczoraj zrobił dokładnie to za co Ziobrę ciąga się od trzech lat po sądach i sejmowych komisjach śledczych, ale on to zrobił z jednej strony tylko i wyłącznie dla taniego poklasku wyborczej tłuszczy, po drugie może spać spokojnie jeśli chodzi o medialną klakę (np. wspomniany wyżej Cezary Michalski! – brawo, cóż za wyczucie chwili!), a po trzecie wreszcie ( i najważniejsze ) to co robi Tusk jest całkowicie sprzeczne… z polskim prawem!
Właśnie tak!
Szef polskiego Rządu steruję ręcznie walką z legalnie funkcjonującymi na rynku handlarzami legalnych używek (tak, tak – te słynne „materiały kolekcjonerskie” funkcjonują na naszym rynku zgodnie z ustanowionym na Wiejskiej prawem!), zamiast zająć się taką zmianą odpowiednich aktów prawnych, aby samoistnie i lege artis zniknęli oni z rynku. I robi to z pogwałceniem co najmniej kilku kanonicznych zasad prawa rzymskiego będących podstawą cywilizacyjną białej rasy! Najgorsze że robiąc to, sprawia że osoby takie jak ja - czyli osoby mocno przywiązane do czegoś co jest podstawowym poczuciem praworządności - muszą zając w tym sporze stronę ludzi o naprawdę wątpliwym ciężarze moralnym.
A już na sam koniec - czy nikomu nie przyszło do głowy pytanie: skąd się wzięły w obiegu publicznym te przytaczane wyżej „artykuły kolekcjonerskie”? W amerykańskich filmach, gdy widzimy scenę zasłabnięcia jakiejś osoby w dużym skupisku innych osób, zawsze się znajdzie ktoś kto zakrzyknie: czy jest na sali lekarz?! Życie takiego nieszczęśnika zależy wtedy od tego czy ktoś się odezwie i potwierdzi faktyczne posiadanie stosownych papierów i umiejętności.



Polska od trzech lat zdycha w mękach na oczach zdezorientowanego i otumanionego społeczeństwa, a ja się pytam: czy jest na sali choć jeden uczciwy dziennikarz? Taki, który by się zainteresował w tym momencie zagadką: kto i kiedy wprowadził do naszej rzeczywistości prawnej nowe „lubczaspopisma”, czyli te kuriozalne „artykuły kolekcjonerskie”?
Czy oczekuję zbyt wiele?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz