Podstronice


czwartek, 21 października 2010

Terminator V – chaos w maszynowni.

Każde kolejne zdarzenie w Polsce, które biorą na tapetę „nasze” media sprawia, że coraz bardziej tęsknie do zamierzchłych czasów, gdy o tym że zezowaty Ignaś zrobił głupiej Zośce dziecko cała okolica potrafiła dyskutować przez, dajmy na to - osiem miesięcy. Akurat osiem, bo dziewiątego miesiąca (kiedy już dziecko przyszło na świat) okazało się że jest całe rude, a więc dla wszystkich we wsi stało się jasne że prawdziwym tatą malca jest raczej kowal Heniek, a nie zezowaty Ignaś, który był wypłowiałym blondynem, i na dodatek jąkałą. A ponieważ technologia in vitro nie była jeszcze na świecie znana nie tylko na skalę przemysłową jak teraz, ale nawet na skalę chałupniczą, to Heniek się dzieciaka wyprzeć fizycznie nie miał jak. I w całej okolicy gadało się przez kolejne dwa lata z małym okładem, o tym jak to kowalowa Wanda potraktowała Heńka glinianym dzbanem w ten jego rudy łeb. A Heniek przecież nie ułomek - o czym mogłaby zaświadczyć choćby i ta głupia Zośka, gdyby tylko ktoś chciał jej we wsi słuchać i gdyby tylko ona sama chciała o tym gadać. Ale na żadną taką gadkę Zośka wcale nie miała za dużej ochoty, będąc w końcu samotną matką stale zajętą wychowywaniem swojego synka, który po ojcu był rudy, a po matce głupawy.

Lata mijają i czas jakby zaczął płynąc wokoło znacznie szybciej. Niby zegary odmierzają sekundy tak samo jak dawniej i tak jak dawniej jest ich w każdej minucie wciąż sześćdzesiąt, ale jednak dzisiaj nikt tutaj nie dyskutuję o tym co się zdarzyło nie tylko osiem miesięcy wstecz, ale nawet jest duża grupa takich co by chcieli żebyśmy zapomnieli co się zdarzyło zaledwie pół roku temu. I coś mi mówi że działają na polskiej ziemi tacy zagraniczni fachowcy od trzech wymiarów, którzy potrafią sprawić że jedno aktualne zdarzenie potrafi przykryć kilka starszych na raz. I to takich z różnymi datami, a to już jest naprawdę robota dla orłów w swoim fachu. Właśnie dokładnie w dniu w którym minęła kolejna rocznica męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego, uzbrojony jak powiatowy Rambo osobnik wpadł do łódzkiego biura poselskiego PiS i zastrzelił serią z (nomen omen) Waltera asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego, a innego asystenta, innego posła próbował zarżnąć nożem, zgodnie ze zbiorczymi wskazówkami udzielanymi via zaprzyjaźnione stację z jednej strony przez ministra Sikorskiego, a z drugiej przez biłgorajskiego obalacza małpek.

Po co o tym wszystkim piszę skoro i tak wszyscy wokoło nie mówią i nie piszą o niczym innym? Ano właśnie po to, żeby napisać teraz o czymś, o czym nikt nie piszę i nie mówi, bo „los” tak ładnie zesłał nam niejako wprost z peerelowskiej przeszłości tego dziwnego i zagadkowego terminatora.

Chciałbym teraz odrobinę pofantazjować. Załóżmy że jest niedziela 17 października i właśnie dowiedzieliśmy się że byłego wiceministra w rządzie PiS-u, śp. Eugeniusze Wróbla zabił z jakichś nieznanych nam powodów rodzinnych faktycznie jego syn. Załóżmy że mijają kolejne dni i nikt nie wiążę wiedzy jaką zabrał ze sobą do Nieba pan Wróbel, z faktem że ta wiedza byłaby niezwykle niewygodna dla wszystkich tych, którzy chcieliby bezproblemowego przyjęcia do wiadomości przez polską opinię publiczną tez zawartych w raporcie MAK, który właśnie lada moment ma przywieźć do kraju „nasz akredytowany” u Anodiny mędrek Klich. Załóżmy również że z jakichś powodów obchody kolejnej rocznicy mordu założycielskiego III RP (a przecież nawet jeszcze nie „okrągłej” – 25-tej) przebiegają kameralnie i przechodzą w mediach w miarę niezauważenie, nie narażając na estetyczną konfuzję wszystkich tych, którzy wstydzą się przed Europą i Światem obciachowej religijności Polaków kategorii B.
Pytanie: czy gdyby wszystko wyglądało tak jak to przedstawiłem powyżej, trzeba byłoby odpalać częstochowskiego śpiocha? Czy gdyby dziennikarze „Naszego Dziennika” nie opublikowali w poniedziałkowym wydaniu swojej gazety tekstu, w którym ujawnili jaką wiedzą dysponował śp. Eugeniusz Wróbel i tego że jego zdaniem wrak rdzewiejący na podsmoleńskim betonie nie jest wrakiem rządowej 101-dynki, Rambo z Częstochowy zacząłby mordować w Łodzi?
Może tak, może nie, ale chciałbym w tym momencie odesłać na chwilkę każdego kto doczytał moje wypociny aż do tego miejsca, do świetnego tekstu Nietoperza, który w zasadzie jest poślednio również i o tym czy moje powyższe bredzenie ma jakikolwiek sens. Tekst Nietoperza znajduję się TUTAJ, a ja chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na taką ciekawostkę. Otóż przez pół roku od smoleńskiej pułapki, w sieci pojawiło się pewnie setki tysięcy wpisów na temat tego, co się tam tego feralnego ranka stało. Być może całej prawdy nie poznamy nigdy, ponieważ od samego początku ci, którzy trzymali w Polsce wszystkie nitki do sprawy robili co mogli żeby tą prawdę odepchnąć od nas jak najdalej. I to się im niestety udało. Ale na dwa podstawowe pytania, czyli czy to był wypadek czy zamach?, a jeśli zamach to „kto i po co?”, częściową odpowiedź - moim zdaniem - mamy już dzisiaj. I ta odpowiedź znajduję się w dwóch doskonałych tekstach, dwóch doskonałych blogerów. Jeden (bardzo niesprawiedliwie niedoceniony – może dlatego że zupełnie „nie sensacyjny”, a wręcz odrobinę trudny - trzeba troszkę liczyć), to właśnie zalinkowany powyżej tekst Nietoperza, a drugi to rewelacyjny (i jak najbardziej „doceniony” – próbowano go natychmiast usuwać z każdego miejsca w sieci, w którym się ukazywał, gdziekolwiek by to nie było!) słynny już tekst Łażącego Łazarza, który można przeczytać choćby TUTAJ.
Chciałem zwrócić jeszcze na sam koniec uwagę na ostatni aspekt łódzkiego morderstwa. Nie minęło od niego nawet pełne dwa dni, a już wszystkie departamenty fabryki propagandy pracują nieomal na trzy zmiany próbując na wszelkie możliwe sposoby zminimalizować ostrze tego zdarzenia, które ewidentnie godzi w aktualnie rządzącą partię. A skoro to co się zdarzyło godzi w Platformę i samego Tuska to jest jasne że to nie oni odpalili śpiocha. A skoro to nie oni, to znaczy że dla tych, którzy to zrobili Tusk jest osobą, którą można w razie czego spokojnie poświęcić. A skoro tak, to znaczy że całego interesu pilnuję już tak na prawdę ktoś zupełnie inny. Kto? Ja myślę że wiem, i myślę że nie trzeba być jakoś szczególnie bystrym żeby się tego domyślać. Oczywistą i widoczną już nieuzbrojonym okiem linią obowiązującą w zaprzyjaźnionych stacjach i redakcjach jest teza że, był to jednostkowy czyn szaleńca nakierowany na „szeroko rozumianą klasę polityczną” a nie tylko na PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego. Stąd nazwisko Leszka Millera wymieniane w kontekście jeszcze jednego na liście do odstrzału i cała legenda o kilkunastodniowych przygotowaniach i pielgrzymce mordercy na Krakowskie Przedmieście i Rozbrat. Czy lemingi to kupią? Teoretycznie nie powinni, bo wszyscy w Polsce mieli okazję usłyszeć na własne uszy kogo zabiłby - gdyby tylko miał lepszą broń – zaprogramowany cyborg z Częstochowy. Ale praktycznie, już widać po internetowych forach, że niedocenianie podatności lemingów na kit do duży błąd – oni są w stanie łyknąć naprawdę wszystko! Proszę sobie przypomnieć choćby komisję hazardową i tego niewiarygodnego przewodniczącego Sekułę! Czy ktoś normalny głosowałby na partie mającą w swoich szeregach takiego tępego, partyjnego tłuka? Jakieś wątpliwości? A wersja o tym że mogło paść na każdego, bez względu na przynależność partyjną będzie wtłaczana do mózgownic elektoratu PO na tzw. „wydrę”, o czym świadczył wczorajszy mini-felieton na zakończenie TVN-owskich „Faktów”. Otóż walterownia nakreśliła w nim ni z tego, ni z owego sylwetkę Wolfganga Schäuble’a. Ten niemiecki polityk CDU 20 lat temu został postrzelony przez chorego psychicznie mężczyznę. Od tego czasu Schäuble jeździ na wózku, ale do polityki po długim leczeniu wrócił. To tak, ku pokrzepieniu serc – nie tylko w Polsce - kochane lemingi - strzelają do polityków, i nie zawsze trafiają na śmierć – czasem można się jako-tako wylizać, i nawet w jakiś czas po zamachu przyjechać na Wiejską na wózku inwalidzkim. Prawda że budujące?

2 komentarze:

  1. Nygus, wszystko zgoda, z wyjatkiem ogarnięcia Klicha, Klich popłynął na komisji, i wróciłdo swoich starych opowieści, że jednak Ruskie mu danych nie dawały, a Miller pogorszył sprawę odsuwając go od jadnego spotkania w Moskwie, czym pomniejszył jego rangę.

    To jedno mi burzy obraz Klicha.
    Reszta zgoda. Przerażająca ale zgoda.

    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja, Anno Klicha nie mam w żadnym wypadku za postać pozytywną! Przecież go sobie same Ruskie wybrały spośród innych, a to już samo mówi za siebie.
    Klich (swoją drogą: i jeden, i drugi!)to jeszcze jedno domino w ruskiej układance. A po naszej stronie trup ściele się już zbyt gęsto.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń