Podstronice


wtorek, 5 października 2010

Osioł składa ofiarę z orła.

Przyznam że od dłuższego już czasu nie mam siły żeby cokolwiek pisać. Unikam jak mogę tego wszystkiego co jest bezpośrednio związane z naszą postpolityczną, medialną nawalanką, cedzę ostrożnie wszystko to, co może dostać się do mojej głowy przez uszy i oczy, zupełnie tak jakbym poruszał się w środowisku zatrutym wyjątkowo smrodliwym i odrażającym rodzajem broni biologicznej.
Jeśli wiem że o określonej godzinie mogę za pośrednictwem telewizyjnego pilota narazić się na jakąkolwiek styczność z wykwitem propagandowej roboty porucznik Stokrotki, strzelca Lisa czy któregoś z zagończyków ze „Szkła kontaktowego” to nawet tego pilota nie biorę do ręki, żeby nie daj Boże nie ulec swojej słabości dowiedzenia się „co tam panie w polityce”. Wszystko już zostało wyrzygane i wycharczane więc nic nowego i mocniejszego nie może się już tutaj zdarzyć. Przynajmniej nie od 10 kwietnia.
Mylę się? No jasne.
Choćby się człowiek nie wiem jak bardzo starał żeby uniknąć bezpośredniego kontaktu z całym tym polskim, medialnym gównem, to i tak raz na jakiś czas - przy takim natężeniu łajdactwa i niegodziwości - musi zaliczyć skuchę. No i zaliczyłem.
Już nawet nie pamiętam co takiego oglądałem (pewnie jakiś dziennik na „jedynce” czy TVN-ie) gdy ni z tego, ni z owego poleciała tam jakaś krótka migawka z radiowego spotkania sfory u „Stokrotki”, na którym dał głos facet, któremu nie tak znowu dawno poświęciłem u siebie całą notkę. Tomasz Nałęcz…

Otóż powiedział on tam coś takiego, co w pierwszym odruchu odrzuciłem natychmiast jako źle prze zemnie zrozumiane. Wymowa jego słów wydała mi się tak bulwersująca i idiotyczna, że nawet przy moim całkowitym braku szacunku dla tej postaci i absolutnej pewności że mam do czynienia z wyjątkowym przykładem politycznego imbecyla, którego byt w naszej polityce jest wymownym i sztandarowym przykładem negatywnej weryfikacji naszych „elit” – mimo tego wszystkiego – uznałem że muszę jeszcze raz sprawdzić i zweryfikować czy to co słyszałem zrozumiałem tak, jak by sobie tego życzył autor tych słów. Poszperałem w necie i znalazłem.
Co powiedział Nałęcz do zetkowego mikrofonu? Ano powiedział coś takiego:

"Premier Rosji, z taką a nie inną przeszłością - przypomnijmy, z resortu, który przecież robił Katyń - zjawi się z polskim premierem na grobach katyńskich i powie to co powiedział - powinno (to) być rzeczą tak niesłychanie ważną i tak cenną, że powinniśmy na ołtarzu tej sprawy złożyć każdą ofiarę"

Właśnie za moment minie pół roku. Pół roku, jak Polska poniosła stratę nie odrobienia. Prezydent Lech Kaczyński, jego urocza żona - Pani Maria Kaczyńska, Anna Walentynowicz, Janusz Kurtyka, Janusz Kochanowski, Aleksander Szczygło, Władysław Stasiak… czujecie to?
Czujecie jaka to lista? Jaka jest długa i jak bardzo boli wstukiwanie tych nazwisk? Mimo że minęło już pół roku odkąd ich utraciliśmy, to przy wpisywaniu każdego nazwiska przechodzą mi po plecach ciarki. A teraz ten durny Nałęcz, prezydencki doradca do spraw historycznych mówi o tym – ni mniej, ni więcej – że było warto. Czujecie to?

**********

Jest coś takiego jak majestat. Majestat króla, majestat Prezydenta, Premiera, majestat Państwa, majestat Rzeczpospolitej.
Od jakiegoś czasu chce się nam wmówić że majestat Rzeczpospolitej ma swoją kontynuację w osobie nowego Prezydenta. Że po śmierci pasażerów rządowego tupolewa „państwo polskie zdało egzamin” i w związku z tym czas się otrzepać, wyprostować i ruszyć w dalszą drogę, którą oświetli nam majestat nowego Prezydenta.
Ale ja sądzę że my nie mamy na razie dokąd iść. Chcąc, nie chcąc musimy jeszcze przez chwilę postać w miejscu, pozbierać myśli i zastanowić się gdzie się podział nasz majestat. Ja myślę że wiem, choć nie jest mi z tą wiedzą za dobrze. Nasz majestat, według mnie leży i rdzewieję na podsmoleńskim betonie. Musimy go skrzętnie pozbierać, przywieźć do ziemi ojców, otoczyć naszą opieką, zrosić łzami i sprawić żeby stał się niezapomniany. A żeby stał się niezapomniany musimy zrobić wszystko żeby wyjaśnić jak mogło do tego wszystkiego dojść, jaki ciąg zdarzeń doprowadził nas do sytuacji w której nowy prezydent Polski mógł sobie powołać na doradcę kogoś, kto miał czelność publicznie powiedzieć coś takiego. Jeśli ludzie dobierają się według klucza polegającego na wyznawaniu wspólnych wartości to jakie świadectwo Prezydentowi Komorowskiemu wystawia jego nowy doradca do spraw historii?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz