Podstronice


środa, 13 stycznia 2010

O pożytkach z afery hazardowej.

Jest rzeczą oczywistą że kiedy dzieję się coś co przykuwa uwagę i nie pozwala o sobie zapomnieć, człowiekowi który lubi się czasem zastanowić nad tym czy owym, czasem przyjdzie jakiś pomysł do głowy.
Zwykle nie jest to pomysł mądry i bardzo szybko się go porzuca, nie ujawniając w żadnym wypadku światu, no bo wiadomo: kto by się tam obnosił publicznie z głupimi pomysłami? Co najwyżej politycy, ale oni mają płacone od dniówki a nie od wartości ich pomysłów, więc im wszystko jedno.
Oczywiście, jak każdy odrobinę rozpolitykowany Polak śledzę to co się dzieję w tzw. aferze hazardowej. Wiem o niej co nieco, wiem na przykład że były już (niestety) szef CBA przyszedł swego czasu do wciąż urzędującego (niestety) Premiera Donalda Tuska z informacją że kilku ludzi z jego otoczenia próbuje robić to co umieją najlepiej czyli kręcić lody, tym razem przy pisaniu ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Szef CBA poinformował naszego urzędującego wciąż Premiera że jest wielce prawdopodobne że robią to pod dyktando kilku panów z branży, z legendarnym już Rysiem na czele. Legendarny Rysio z kolei ma córkę, którą koniecznie chciał umiejscowić w Totalizatorze Sportowym aby tam pilnowała interesów ojca.
Potem był artykuł w Rzepie, potem była rozpierducha w mediach, po której z kolei powołano komisję, która poza tym że ma nic nie wykryć to ma też zbadać historię hazardu od antyku do czasów nowożytnych, potem z kolei była kolejna rozpierducha z odwołaniem posłów PiS-u, bo istniało niebezpieczeństwo że akurat ta dwójka ze względu na swoją chorobliwą dociekliwość mogłaby co nieco wykryć, zwłaszcza, niestety już w czasach nowożytnych, no a potem przyszedł przed obliczę komisji pan Jacek Kapica i jego szef Jan Vincent Rostowski, który jest zdaję się już Bogiem, albo lada moment nim zostanie.
I teraz, po dwóch dniach pracy tej komisji (tak, tak wiem że oni „pracują” już dużo dłużej, ale ja prawdziwą pracę liczyłbym jednak dopiero od przedwczoraj) wyłania mi się obraz, który jak to się teraz wśród młodzieży mówi: „mi zajarzył”. Otóż kiedy słuchałem panów Kapicy i Rostowskiego to zdałem sobie sprawę że nasz Rząd, nasze Ministerstwo Finansów i szerzej nasze służby państwowe działają tak że gdyby oni byli na przykład hurtownią pluszowych zabawek, to by ich zamknęła pierwsza lepsza kontrola, która by do nich przyszła na inspekcję. Czy to by był pan od BHP, gość od sprawdzania szybów kominowych, Sanepid, Skarbówka czy cokolwiek. Minister Rostowski który o niczym nie wie, nie wie na przykład że „mu się piszę” nowa ustawa choć on jeszcze pracuję nad starą, wiceminister, który sobie tworzy „notatki” kiedy chce, dla kogo chce i sypię nimi z rękawa w zależności od potrzeby chwili. Minister Boni który dzwoni do wiceministra Kapicy kiedy ten jest na urlopie i każe mu płodzić na tym urlopie akt legislacyjny (gdzie? Na plaży?) choć jego zwierzchnik, minister Rostowski akurat nie jest na urlopie i ma pod ręką cały swój ministerialny aparat do dyspozycji, Premier, który zwołuję dziwne spotkania, potem znienacka o coś pyta, potem zadowala się ustną odpowiedzią, a dokumenty go nic nie obchodzą… No burdel jak sto pięćdziesiąt!
I teraz mi przyszło do głowy że my przecież cały czas się kręcimy wokół hazardu! I to jest ten moment żebym przedstawił ten mój pomysł.
Głupi, wiem. Strasznie głupi, właściwie to taki głupi że aż śmieszny. Ale właśnie dlatego że taki głupi to go teraz przedstawię. Bo choć on jest taki głupi, to jednak na tle tego co się u nas wyrabia wygląda moim zdaniem całkiem rozsądnie!
Serio!

Więc wpadło mi do głowy że gdybyśmy na jeden moment wypożyczyli od tego naszego Totalizatora Sportowego jedną z tych jego maszyn losujących, wrzucili do niej, ja wiem? - kilkaset kolorowych kuleczek, przyjęli jakieś kryteria doboru (wiek, wykształcenie, kolor oczu?) i mocno zakręcili tym bębnem to ta maszyna wylosowała by nam z przypadkowej grupy przypadkowo wyłonionych Polaków sto razy lepszy Rząd i kilkaset razy lepszych ministrów niż to co teraz mamy!
O Premierze nie wspomnę - szansa że mógłby się trafić gorszy jest taka sama jak to że ja trafię szóstkę w totka 2.346 razy pod rząd. A to by przecież znaczyło że spotkałby mnie jeszcze większy fart niż Piskorskiego w kasynie. Przecież to niemożliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz