Podstronice


wtorek, 15 grudnia 2009

Chwała tabloidom?



W swoim niedawnym wpisie na Salonie 24 jeden z jego najbardziej dopieszczanych blogerów, profesor Sadurski postanowił zabrać głos w głośnej do wyrzygania sprawie senatora Piesiewicza, a zatytułował swój sieciowy felieton skandalizującym tytułem „Szmata rulez”. Szczerze pisząc nie miałem najmniejszej ochoty zabierać głosu w tej sprawie bo w zasadzie wszystko tu jest tak jasne że co tu pisać?
Ale niestety natknąłem się na tą notkę Sadurskiego i zaczęło mnie kręcić w brzuchu. Już sam tytuł jest prowokujący a w środku jest już tylko gorzej, choć trzeba przyznać zgodnie z oczekiwaniami. Można powiedzieć że Sadurski „pojechał” w swoim wpisie Maleńczukiem czyli w skrócie: wielka postać, prywatne życie, podłe tabloidy i mały, spocony, wredny polski kołtun, który zaciera ręce i zalewa się śliną z podniecenia jak tylko komuś WIELKIEMU powinie się noga „ w tym kraju”.
I tu w zasadzie sprawę mogę ze swojej strony zamknąć jednym zdaniem: nie zgadzam się z szanownym profesorem w kwestii senatora Piesiewicza literalnie we wszystkim.
Ale jest jeszcze jeden, znacznie ważniejszy aspekt rozprawki Sadurskiego. Otóż on się niestety postanowił zając kondycją polskiej prasy i polskiego dziennikarstwa.
Ta tytułowa „szmata” to jest „Super Express” który jako pierwszy opublikował to co tam na Piesiewicza udało mu się zdobyć. I właśnie fakt że SE śmiał opublikować rewelację dotyczące senatora Platformy skłonił Sadurskiego do postawienia tezy że zarówno „Super Express” jak i „Fakt” (proszę zwrócić uwagę: piszemy niby o „Super Expressie” ale od pewnego momentu notki zajmujemy się już w zasadzie tylko najpoważniejszym konkurentem „Wyborczej” na rynku gazet codziennych) to nie są gazety, a pracujący w nich ludzie to nie są żadni dziennikarze. Żeby nie daj Boże komuś nie przyszła do głowy zgrabna myśl polemiczna że to są przecież tzw. bulwarówki, profesor sprytnie z góry zaznaczył że w Polsce nie może być bulwarówek bo nie ma bulwarów. No cymes!
W tyle głowy czytelnika ma zakiełkować myśl: aha, skoro to nie są prawdziwe gazety, a pracujący tam pismacy to nie żadni poważni dziennikarze to znaczy że i „poważne gazety” i „poważni dziennikarze” znajdują się gdzie indziej.
Nie będę streszczał wpisu Sadurskiego bo kto będzie chciał to sam się tym raczy, ale od razu przejdę do swoich wniosków z lektury tekstu Sadurskiego. Otóż wpis profesora jest modelowym przykładem jednej z najbardziej wrednych technik walki propagandowej uprawianej w Polsce. No bo co my tu mamy? Mamy tu gościa, który w jednym tekście już na jego wstępie nie chcę się zając jego meritum pod pretekstem osobistej znajomości z niefortunnym senatorem (ta sama osobista znajomość nie przeszkadza wszakże w posłużeniu się nią do wyprowadzenia swoich tez) ale ze swadą godną lepszej sprawy rozprawia się z „podłymi szmatami” i nędznikami wyrabiającymi w nich dla brudnej forsy wierszówki, jednocześnie sącząc do głowy czytelnika sugestię że prawdziwa prasa, prawdziwe, godne i natchnione dziennikarstwo jest gdzie indziej. Wymowa całego tekstu niemalże kieruje nas do określonej redakcji z bukietem róż dla jej naczelnego redaktora.
I teraz następuje ten moment że chciałbym zweryfikować czy dobrze odczytałem tekst profesora Sadurskiego. Czy prawdziwa, poważna gazeta i prawdziwe, kompetentne i uczciwe dziennikarstwo znajduję się w miejscu, w którym powstał na przykład słynny tekst o Powstańcach Warszawskich dożynających Żydów, którym jakimś cudem udało się przeżyć w okupowanej Warszawie? Bo jeśli tak, to ja bym rozciągnął tytułową anatemę felietonu profesora Sadurskiego na całe polskie środowisko dziennikarskie i wszystkie wielkonakładowe tytuły prasowe w Polsce.
I wtedy nastąpiłaby rzecz dziwna, bo po raz pierwszy mógłbym się z panem profesorem Sadurskim w czymś zgodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz